Dariusz Słapek

Stanisław Sokołowski – lubelska (zamojska) nadzieja na igrzyska w Helsinkach 1940 roku?

5 października 2020

Antoni Mieczkowski w swojej niewielkiej (i cokolwiek zapomnianej) monografii pt. „Stanisław Sokołowski – sportowiec i żołnierz” (Krasnystaw, Lublin 1994, ss. 56), nieco wbrew tytułowi (raczej w niezgodzie wobec kolejności wskazanych w tytule dwu najważniejszych życiowych ról swego bohatera) dużo więcej uwagi poświęcił wyzwaniom, przed jakimi urodzonego w Rejowcu w 1913 roku absolwenta przedwojennego Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego (CIWF) w Warszawie z roku 1939 postawiła okupacja niemiecka. Takie rozłożenie akcentów (patrz s.11-17) w historycznej narracji A. Mieczkowskiego absolutnie nie dziwi, bo major Stanisław Sokołowski zapadł w pamięci mieszkańców Zamojszczyzny przede wszystkim, jako bohater czasów wojny, legendarny „Rolnik”, kawaler Orderu Virtuti Militari, zastępca komendanta Obwodu XIV Batalionów Chłopskich, brawurowy zdobywca więzienia
w Krasnymstawie w roku 1943, więzień Majdanka i wreszcie ofiara ubeckiego terroru z 24 listopada 1945 roku.

Najpewniej jednak opowieść o życiowych dokonaniach Stanisława Sokołowskiego mogła wyglądać zupełnie inaczej, gdyby nie wybuch II wojny światowej. Najkrócej rzecz ujmując, absolwent zamojskiego Państwowego Gimnazjum im. Hetmana Jana Zamojskiego u progu lat 30. XX wieku dopiero stawał się sportowcem, a żołnierza z krwi i kości uczyniła z niego brutalnie i w błyskawicznym tempie wojenna zawierucha.

Jeśli włączać myślenie kontrfaktualne (pytać, co byłoby, gdyby?), to zakładać można, że losy Sokołowskiego istotnie potoczyć się mogły zgoła odmiennie. Choć sport i wojna mają ze sobą wiele wspólnego, to kariera bohatera książki Mieczkowskiego najpewniej przebiegałaby sportowym szlakiem. Wiele na to wskazywało, a geneza sportowych fascynacji Sokołowskiego tkwiła w aktywności w szkolnym Kole Sportowym. Na jednych z pierwszych poważnych zawodów (o mistrzostwo Okręgu Lubelskiego klasy B) w 1934 roku nasz bohater – jeszcze uczeń gimnazjum pchnął kulą 11,14 m, a 400 metrów przebiegł z czasem 60,3 sek. Jako zawodnik KS „Strzelec” (członek Związku Strzeleckiego od 1930 r.) jesienią tego samego roku na zawodach w Przemyślu pchnął kulę prawie metr dalej! Poważnym dowodem za dominacją sportowych pasji stał się ukończony jesienią 1934 kurs trenersko-instruktorski prowadzony w stolicy przez Polski Komitet Olimpijski, by w strukturach Związku zostać referentem sportowym. Podobną wagę ma fakt, że w roku 1936 Sokołowski zaczął studia w CIWF. Był to z pewnością bardzo ważny etap rozwoju kariery sportowej zamojskiego lekkoatlety. A. Mieczkowski pisze: „był w jednej grupie ćwiczeniowej ze słynnym Januszem Kusocińskim i najlepszym oszczepnikiem polskim Eugeniuszem Lokajskim”.

Janusz Kusociński, fot. Wikipedia

Z tym pierwszym, mistrzem olimpijskim z Los Angeles z 1932 r. i rekordzistą świata, Sokołowski ścigał się w 1937 roku za zawodach w Zamościu na nowym, budowanym od 1935 roku stadionie w tzw. Parku Sportowym! Równie istotny w sportowej karierze Sokołowskiego był też oszczepnik E. Lokajski. Stało się tak, dlatego, że reprezentujący w czasie studiów warszawski AZS i stołeczną „Polonię” lekkoatleta, w zasadzie wszechstronny wieloboista – najlepsze rezultaty osiągał właśnie w rzucie oszczepem. Na krajowej liście oszczepników na dzień 31 sierpnia 1939 r. Sokołowski znalazł się na wysokim szóstym miejscu z wynikiem 62,20 m (liderem rankingu był wspomniany Lokajski z rezultatem ponad 73 m). Czy z tym wynikiem i przekroczonymi 12 metrami w pchnięciu kulą na zawodach w maju 1939 roku Sokołowski mógł realnie myśleć o starcie na olimpiadzie w którejś z tych dwóch lekkoatletycznych dyscyplin? Warto te osiągnięcia zestawić z ustanowionymi przez Polski Związek Lekkiej Atletyki w styczniu 1939 roku tzw. minimami przedolimpijskimi w konkurencjach męskich. Przykładowo dla pchnięcia kulą wynosiły one 15,40 m, a dla rzutu oszczepem 65 m. Trudno jednak z tego porównania wyciągać arbitralne wnioski, skoro Sokołowski był chyba wieloboistą, a przecież marzenia każdego sportowca wiążą się bez wątpienia z igrzyskami. Z ideą olimpijską zetknął się wszak Sokołowski na poważnie już w trakcie kursów organizowanych przez PKOl, a w kręgu jego sportowych przyjaciół znalazł się sam mistrz Kusociński. Trenerem Sokołowskiego był Stanisław Petkiewicz (nie Pietkiewicz, jak pisze Mieczkowski), olimpijczyk, który na igrzyskach 1928 roku w Amsterdamie zajął siódme miejsce w biegu na 5000 m.

Petkiewicz (na obu fotografiach w jasnym stroju) w rywalizacji ze swym największym krajowym rywalem Januszem Kusocińskim i gwiazdą ówczesnego długodystansowego biegania Paavo Nurmi. Na zawodach w Warszawie 7 września 1929 r. w biegu na 3000 m Petkiewicz zwyciężył Paavo Nurmiego. Fot. NAC. Więcej patrz: https:// www. przeglad sportowy.pl/ps-historia/petkiewicz-w-biegu-na-3000-m-pokonal-nurmiego-or-ps historia/0kwdyvd

Olimpijczykiem był również Lokajski, który na IO w Berlinie w 1936 r. zajął 7. miejsce w rzucie oszczepem. Sokołowski poznał smak zawodów międzynarodowych, ale (chyba?) za jego słabość uznać należy wspomnianą wszechstronność – pchał kulą i rzucał oszczepem, biegał, jeździł na nartach, świetnie strzelał, równie dobrze grał w siatkówkę. Sokołowski nie był chyba, sądząc po wynikach, faworytem do olimpijskiego startu z rzucie oszczepem lub pchnięciu kulą. I Petkiewicz, i Lokajski trenowali, co ważne, wieloboistów (ten drugi w 1935 zdobył wicemistrzostwo świata w pięcioboju w Budapeszcie).

Eugeniusz Lokajski, fot. http://sportowcydlaniepodleglej.pl/eugeniusz-lokajski-oszczepnik-fotograf- i powstaniec-warszawski/

Zakładać, zatem można, że predyspozycje Sokołowskiego mogły zapewnić mu start w IO w Helsinkach właśnie w wieloboju. Nie wspomina o tym biograf zamojskiego lekkoatlety. Mieczkowski pisze, bowiem: „Był (Sokołowski, dop. D.S.) członkiem kadry narodowej lekkoatletów przygotowujących się do Olimpiady 1940. W lecie 1939 roku intensywnie trenował w Warszawie, Bydgoszczy i Sierakowie koło Poznania. Wybuch drugiej wojny światowej przekreślił zupełnie jego sportowe marzenia”. À propos potencjalnego udziału Sokołowskiego w IO 1940 r. Mieczkowski nie wskazał źródła pochodzenia swej informacji. Można się domyślać, że pochodziła ona z relacji jednego z członków rodziny Sokołowskiego. Nie oznacza to kwestionowania udziału Sokołowskiego w przygotowaniach do igrzysk 1940 roku.  Informacji Mieczkowskiego nie potwierdza jednak jeden z tuzów polskiej sportowej historiografii, prof. Ryszrad Wryk. Poznański historyk pisze jedynie (Przygotowania polskich sportowców do startu
w igrzyskach olimpijskich 1940 roku
, „Prace Naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Kultura Fizyczna” 2016, t. XV, nr 4, s. 111-119), że w rozpoczętych w styczniu 1939 roku przygotowaniach wzięło udział w sumie „ponad stu pięćdziesięciu sportowców, reprezentujących dwanaście dyscyplin sportu”. Dodaje też, iż „w   dniu 16 maja  1939  roku  stu trzydziestu pięciu polskich sportowców złożyło przysięgę olimpijską w ośmiu polskich miastach”.

Wryk wspomina, że przygotowania lekkoatletów odbywały się w Toruniu, Poznaniu i w Warszawie pod kierunkiem wspomnianych Stanisława Petkiewicza oraz wspierających go olimpijczyków z 1936 roku – Karola Hoffmanna i Eugeniusza Lokajskiego. Drobne różnice w relacji do informacji Mieczkowskiego niczego nie zmieniają. Wryk uściśla jednak zamieszczone we wstępie do swego artykułu informacje, pisze, bowiem dalej: „W dniu 16 maja 1939 roku, o tej samej porze, w Warszawie, Lwowie, Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Łodzi, Toruniu i Wilnie stu trzydziestu pięciu polskich sportowców, przygotowujących się w dwunastu dyscyplinach do startu w letnich i zimowych igrzyskach olimpijskich 1940 roku (mających się odbyć w Helsinkach i Sankt Moritz), złożyło ślubowanie olimpijskie. Uroczystość główna odbyła się w Warszawie…”. Śledzenie fotografii ze ślubowania w Łodzi i Krakowie w celu poszukiwania Sokołowskiego niczego nie daje, bo zamojskiego lekkoatletę trzeba raczej szukać wśród nadziei olimpijskich obecnych na uroczystości w Warszawie.

Ślubowanie w maju 1939 r. w Łodzi polskich olimpijczyków na Letnie Igrzyska Olimpijskie w Helsinkach w 1940 roku. Czwarty z prawej pochodzący z Lubelszczyzny Władysław Król, a pierwszy z prawej zamordowany na Majdanku szermierz Roman Kantor Fot. NAC.

Inna fotografia z tej samej uroczystości. Fot. NAC

Ślubowanie w Krakowie polskich olimpijczyków na Letnie Igrzyska Olimpijskie w Helsinkach w 1940 roku. Widoczni m.in.: piłkarze Artur Woźniak, Roman Grunberg, Aleksander Piątek, Bronisław Młynarek, Zygmunt Michalik.

Wryk potwierdza jednak obecność na tej uroczystości kilku ledwie lekkoatletów: Witolda Gierutto, Edwarda Trojanowskiego, Jana Staniszewskiego, Antoniego Morończyka, Józefa Noji, Janusza Kusocińskiego, Wandy Flakowicz, Marii Kwaśniewskiej, Jana Marynowskiego… Idzie przy tym za artykułem pt. Ślubowanie polskiej kadry olimpijskiej, („Polska Zbrojna” 1939, nr 137, s. 7). Przekonuje to, że prasa nie jest dobrym źródłem do odtworzenia pełnej listy ślubujących stu trzydziestu pięciu polskich sportowców, twardych kandydatów na olimpijczyków. Być może taki dokument dostępny jest w materiałach PKOl
i należy podjąć starania, aby informacje podane przez Mieczkowskiego zweryfikować. Szanse na to wydają się jednak niewielkie, bo warto zauważyć, że strona dowodowa w artykule Wryka ogranicza się wyłącznie do informacji prasowych pochodzących „Polski Zbrojnej” i „Przeglądu Sportowego”… Pojawia się również pewna wątpliwość związana w jakimś zakresie z tym, że Mieczkowski w odniesieniu do „olimpijskiego statusu” Sokołowskiego użył dość ogólnego sformułowania i napisał, że: „Był członkiem kadry narodowej lekkoatletów przygotowujących się do Olimpiady 1940”. I tu wywołany zostaje problem odpowiedzi na pytanie, kim jest, a raczej, w jaki sposób sportowiec staje się olimpijczykiem. Starałem się na te rodzące szereg wątpliwości pytania odpowiedzieć w rozdziale „Fenomen polskich olimpijczyków – kazus lubelski” w książce Lubelscy olimpijczycy (współautorzy: M. Powała-Niedźwiecki, P. Markiewicz, Lublin 2018, s. 13-25). Przywołałem w nim dwa biogramy pochodzące z opracowania Sławomira Litwińskiego, Lubelska Księga Oświęcimska. Księga Pierwsza, Lublin 2005, s. 42. Autor tej wstrząsającej pracy pisze o Józefie Czerniaku (ur. 1918) i Zbigniewie Sadzikowskim (ur. 1923), młodych i genialnych lubelskich pływakach. Pierwszy był absolwentem Szkoły Handlowej im. Vetterów, a drugi uczniem gimnazjum im. Stefana Batorego w Lublinie. Józef, świetny w sprincie pływackim, (ponoć) „Był przewidziany do ekipy Olimpijskiej na olimpiadę mającą się odbyć
w Tokio w 1940 roku
”.

Józef Tracz, fot. za S. Litwiński, Lubelska Księga Oświęcimska. Księga Pierwsza, Lublin 2005, s. 42.

O Sadzikowskim Litwiński pisze natomiast, że „Był znakomitym pływakiem i PKOl wytypował jego … na zgrupowanie kadry na igrzyska olimpijskie, które miały się odbyć w 1940 roku z Tokio”. Niestety, obaj młodzi sportowcy zginęli w Oświęcimiu w 1942 roku. Ewidentny błąd polegający na wskazaniu przez Litwińskiego Tokio miast Helsinek, jako miejsca igrzysk 1940 roku nie zmienia postaci rzeczy.

Zbigniew Sadzikowski. Fot. za S. Litwiński, Lubelska Księga Oświęcimska. Księga Pierwsza, Lublin 2005, s. 140.

I Czerniak, i Sadzikowski byli niewątpliwie zdolnymi pływakami, którzy zostali objęci centralnym szkoleniem sportowym. Można jednak powiedzieć, że obaj dopiero „stawali się olimpijczykami”. Zdaje się, że podobnie jak w przypadku Sokołowskiego, trudno byłoby potwierdzić jakiś konkretny szczebel/etap w tym procesie (np. ślubowanie olimpijskie 16 letniego w 1939 roku Sadzikowskiego!).

Sadzikowski (zaznaczony krzyżykiem u dołu) z grupą lubelskich pływaków na treningu przy basenie przy ul. Lubomelskiej (czerwiec 1939 roku). Fot. za: S. Litwiński, Lubelska Księga Oświęcimska. Księga Pierwsza, Lublin 2005, s. 140.

W „Lubelskich olimpijczykach” piszę (s. 24), iż „Gdyby tylko formułę tej książki można było rozszerzyć o kategorię tzw. szans olimpijskich, obraz całości byłby zapewne nieco bogatszy”. Nawiązuje tym samym do pewnej – dramatycznie trudnej – próby zdefiniowania pojęcia/określenia „lubelski olimpijczyk” (z wyszczególnieniem wszelakich etapów owego stawania się olimpijczykiem oraz dyskusją na temat tak wyjątkowych kazusów jak status reprezentanta w sportach pokazowych czy sportowca, który znalazł się w ekipie olimpijskiej, ale startu w zawodach nie zaliczył…). Odnoszę się tym samym do relatywnie niewielkiej liczby lubelskich olimpijczyków, (bo w okresie przedwojennym doczekaliśmy się tylko jednego, Teodora Bieregowoja-Bierezowskiego, który w igrzyskach rozegranych w Berlinie
w 1936 r. w chodzie sportowym na 50 km zajął wysokie dziewiąte miejsce!) i chęci każdego środowiska historyków sportu (i nie tylko) do wzbogacenia
i rozbudowania listy reprezentujących region wybitnych postaci. Zdaje się, że to ta właśnie sportowa odmiana lokalnego patriotyzmu pcha nas niekiedy ku wyrażaniu opinii na temat olimpijskich osiągnięć naszych ziomków:, jeśli nie startowali w IO, to przynajmniej byli nadziejami lub szansami olimpijskimi. Warto zwrócić uwagę, jak rozciągliwym i raczej literackim niż bardziej fachowo-sportowo-precyzyjnym określeniem są „szanse” lub „nadzieje olimpijskie” (także „kandydaci”). Mieszczą się one częściej w słowniku dziennikarzy niż trenerów sportowych, którzy z setek takich szans wyławiają jednostki godnie reprezentujące nas w olimpijskich szrankach.

Teodor Bieregowoj-Bierezowski. Fot. za LCDHS

Wracając do Sokołowskiego, to kwestię jego ewentualnego startu (raczej uczestnictwa w gronie wąskiego już grona kandydatów na wyjazd do Helsinek) w roli wieloboisty zdaje się rozstrzygać fragment z artykułu pt. Ppor. Burbo zwyciężył w eliminacjach pięcioboju nowoczesnego, który ukazał się periodyku „Polska Zbrojna” 1939, nr 188, s. 7. Jego autor pisze, że „Od 5 do 8 lipca 1939 roku trwały przedolimpijskie zawody eliminacyjne w pięcioboju nowoczesnym. Ich zwycięzcą został ppor. Bohdan Burbo (WKS Grodno) przed por. Franciszkiem Aleksińskim (WKS Inowrocław) i por. Jerzym Goinką (WKS Będzin)”. Niestety, w gronie zwycięzców – chyba murowanych faworytów do startu w Helsinkach – nie ma Stanisława Sokołowskiego. Nie przesądza to jednak tego, że nazywanie Sokołowskiego mianem nadziei czy szansy olimpijskiej jest nadużyciem.

Dariusz Słapek

Zobacz także: