O książce poświęconej historii sportu rzec można, że okazuje się „produktem” (to efekt bezdusznego, rynkowego stosunku do słowa drukowanego) z kilku powodów kłopotliwym. Nawet jeśli w czasach coraz gwałtowniejszych przemian w zakresie komunikacji, książki stają się passe, to o tych z zakresu dziejów sportu mówi się, że zupełnie nie pasują do natury podejmowanych treści. Sport dzieje się „tu i teraz” i tylko w ramach aktualiów nabiera najwłaściwszych sensów. Po latach sukcesy sportowe wywołują co najwyżej sentyment, a to wrażenia zupełnie inne niż emocje właściwe „żywemu widowisku”.
Ciągle też nie wiadomo, kto powinien pisać o dziejach sportu: dziennikarze, weterani sportu, działacze, profesjonalni historycy? Ci ostatni dopiero od niedawna akceptują sport jako nieodzowny element wartej poznania rzeczywistości historycznej, a ciągle nielicznym akademickim badaczom dziejów sportu idą powoli w sukurs kulturoznawcy, socjolodzy, antropolodzy kulturowi. Wielość środowisk parających się tym przedmiotem sprawiło, że każde znalazło swój sposób na pisanie o sporcie (w narastającym zasobie poświęconej sportowi literatury widać prace statystyków sportu, biografistów, klasycznych pozytywistycznych badaczy czy „otwartych” metodologicznie kulturoznawców). Każde z tych gremiów często z różnych powodów podejmuje studia nad sportem (inspiracją stają się jubileusze, rocznice, lokalny patriotyzm, zwykła chęć zaciekawienia odbiorcy etc.).
W tym bogactwie i różnorodności tkwi ogromny potencjał, ale z drugiej strony poważnie niepokoi to, że każde z tych środowisk staje się coraz bardziej głuche na dokonania innych. Tkwi w tym poważne zagrożenie, bo jeśli istotnie sport ma złożoną, heterogeniczną naturę, to jak oddać ten jego charakter w niewrażliwych na inne dyskursy wizjach, hermetycznie zamkniętych „produktach”. Powód takiej kondycji większości dociekań nad dziejami sportu tkwi zapewne w braku lub miałkości komunikacji, ułomnościach w wymianie informacji. Na palcach jednej ręki liczyć wypada „unifikujące” różne środowiska twórcze konferencje, spotkania, sympozja. Brakuje też dostępnych dla wszystkich, dedykowanych humanistycznej refleksji nad sportem periodyków, czasopism, archiwów i repozytoriów.
Konstruktywnym, choć nie milowym krokiem w naprawianiu opisanej wyżej sytuacji wydaje się „uemceesowy kącik książki sportowej”. Jest dostępny dla wszystkich i wobec tego bezwzględnie integruje. Unifikuje nie tylko środowiska, ale zbiera, koncentruje w jednym miejscu prace o bardzo różnej proweniencji, dotąd niedostępne, rozproszone, bagatelizowane lub niemal całkowicie nieznane. Wyjątkowość kącika wynika także ze sposobu powstawania jego zasobu. Współtworzyli go ludzie sportu, koneserzy, którzy pro publico bono oddali ze swych pielęgnowanych księgozbiorów prawdziwe białe kruki (niedostępne w księgarniach, rzadkie w bibliotekach i szybko znikające z półek antykwariatów). Ufam, że lista darczyńców, stanowiąca integralną część kącika, będzie sukcesywnie uzupełniana!
Tej treści załącznik do listów e-mailowych trafił do wszystkich znanych mi ludzi lubelskiego sportu, których poinformowałem o inicjatywie stworzenia w czytelni Instytut Historii UMCS „kącika książki sportowej”. Adresatów z rozmysłem podzieliłem na aktualnie piszących o sporcie, piszących onegdaj i wreszcie zapowiadających się jako potencjalni (przyszli) autorzy. W sumie w czytelni Instytutu Historii przy Placu Marii Curie – Skłodowskiej 4 A we wczesnej godzinach piątkowego popołudnia piątkowej zebrało się grubo ponad 20 osób!
Otwarcie kącika wywołało zatem dość spore zainteresowanie (kilka osób usprawiedliwiało swoją nieobecność). Wśród autorów stale piszących o lubelskim –w sensie miasta, ale i regionu – sporcie nie zabrakło znanych lubelskich dziennikarzy (redaktorzy: Wiesław Pawłat, Adam Rozwałka i Andrzej Szwabe, Leszek Wiśniewski) i mniej znanych regionalistów, którzy w swoim dorobku mają jednak znaczące monografie lokalnemu sportowi poświęcone (Jacek Kosierb ze Świdnika i Mirosław Tereszczuk z Tomaszowa Lubelskiego).
Nie dziwiła obecność Panów Andrzeja Krychowskiego oraz Witolda Zimnego, autorów sportowych wspomnień publikowanych w serii „Moje lubelskie wspomnienia i zapomnienia”. Uczestnictwo Macieja Powały-Niedźwieckiego wydawało się oczywiste, choć trudno jednoznacznie zdefiniować samą postać, bo przecież autor kilkunastu książek traktujących o dziejach nie tylko lokalnego sportu wymyka się wszelkim porządkom, chyba że ryzykować nazbyt skromnym określeniem – „zupełnie wyjątkowy pasjonat…”.
W przestrzeniach czytelni łatwo dostrzec było tych, ciągle to grupa nazbyt liczna, którym do chwycenia za pióro ciągle przeszkadza nieuzasadniona skromność i najpewniej wyimaginowane obawy, co do trudów pisania o sporcie. W istocie, zadanie to do prostych nie należy, ale pora, w zgodzie z duchem sportu, minimalizować wszelkie lęki i bojaźnie. Potrzebą chwili staje się przecież opracowanie dziejów żydowskiego sportu w Lublinie, historii lubelskiego „Sokoła”, dziejów lokalnej sportowej prasy, historii lubelskiego sportu akademickiego, biografii pokaźnej liczby związanych z regionem zawodników. Lista tematów możliwych do podjęcia jest niezmiernie długa – ta podana wyżej może być tylko zachętą dla obecnych na spotkaniu osób najlepiej, moim zdaniem, predystynowanych do badań w tym zakresie… Warto zabierać się do pracy, bo na sali pojawili się także doktoranci i studenci Instytutu Historii, w których z pewnością drzemią ogromne siły, aby pisać o sporcie i to nietuzinkowo, nowocześnie, w zgodzie z najnowszymi trendami wyznaczanymi choćby w humanistycznej refleksji nad istotą i naturą piłki nożnej. Żeby dopełnić połączoną z określonymi postulatami badawczymi prezentację obecnych gości odnotować należy nobilitujące dla przedsięwzięcia uczestnictwo władz rektorskich UMCS (Profesor Doroty Kołodyńskiej oraz Profesora Arkadiusza Berezy).
W jednoznaczny sposób przekonali wszystkich, że atencja władz Uniwersytetu wobec sportu nie zaczyna się i nie kończy na Akademickim Związku Sportowym…
W ciekawej dyskusji głos zabierał również reprezentant muzealników (widoczny na fot. kierownik Muzeum UMCS, Dariusz Boruch) zainteresowanych raczej sportowe artefakty gromadzone przez lata – od 2013 r.- w ramach realizowanego w IH UMCS projektu Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu.
Ważną częścią spotkania, choć wedle mnie bynajmniej nie kluczową, było swego rodzaju „intelektualne rozdawnictwo”. Stanowiło pożądany efekt anonsowanej uprzednio prośby o dzielenie się publikacjami, które wzbogacić mogłyby zwłaszcza sportowe lubliniana, relatywnie rzadki (przynajmniej do pewnego momentu!) gatunek pisarstwa poświęcony dziejom regionalnego sportu. Apel nie przeszedł bez echa. Już w tej chwili pragnę szczerze za wszelkie dary podziękować, kierując te słowa także wobec tych, którzy osobiście przybyć nie mogli, np. Macieja Maja czy Bartłomieja Kowalskiego. Z dumą powiedzieć można (właściwych emocji nie odda zapewne poniższa fotorelacja z „aktów przekazywania książek”), że uzbierał się cały metr bieżący publikacji, a to przecież dobry …. kawał historii sportu.
W związku z tą optymistyczną miarą nasuwa mi się refleksja związana z pewnego rodzaju wieszczeniem, na ile ten aport przełoży się na jakość i liczbę publikacji o dziejach lubelskiego sportu. Kiedy w 2013 roku tworzyłem Lubelskie Centrum Dokumentacji Historii Sportu kondycja tego pisarstwa nie wyglądała najlepiej. Nie chcę bynajmniej twierdzić, że inicjatywa ta w jakiś sposób rozbudziła środowisko, a opublikowanie niemal równolegle z tym aktem (wraz z dr E. Zielińską) „Bibliografii historii lubelskiego sportu” stało się prawdziwym katalizatorem w rozwoju gatunku (chyba coś jednak jest na rzeczy, bo moi rozmówcy wspominali, że swoje poszukiwania biblioteczne prowadzili ze wspomnianą „Bibliografią” pod ręką…).
Tyle o w miarę wymiernych korzyściach, gdyż – jestem przekonany – że clou spotkania tkwiło jednak w kuluarowych rozmowach (patrz: fotografie poniżej). Byłbym niezmiernie rad, gdyby dotyczyły one pisarskich planów
i zamierzeń! Tuszę, że czytelnia IH UMCS stanie się prawdziwym przytuliskiem przyjaznym dla wszystkich pasjonatów historii sportu. Rozproszona dotąd literatura, nieznane wydawnictwa wydawane własnym sumptem, czy trudne do „namierzenia” publikacje pozbawione ISBN znalazły się wreszcie w jednym łatwo dostępnym miejscu. „Lublinianom” towarzyszą liczne prace dotyczące, co jakoś adekwatne dla natury uniwersytetu, historii olimpiad i olimpizmu oraz dziejów sportu akademickiego. Zagadnienia te wydają się szczególnie istotne dla wspomnianej humanistycznej refleksji nad sportem. Ważne jest także szersze otoczenie – półki z książkami dotyczącymi historii Lublina i regionu, specjalistyczne słowniki i encyklopedie, periodyki historyczne.
W ten sposób kreuje się – już na poziomie biblioteki – naturalny dla sportu kontekst historyczny. Charakter prac tyczących sportu mierzyć bowiem wypada nie tylko ich ilością, ale też jakością. Być może tej drugiej posłużą i wspomogą ją regularne, odbywane w IH UMCS spotkania/panele/dyskusje poświęcone dziejom nie tylko lokalnego sportu.
Autor fotografii z otwarcia Kącika Książki Sportowej – Wiktor Palusiński
Dariusz Słapek