Dariusz Słapek

Dziękuję Ci Danka!

19 grudnia 2022

 Dr Andrzej Krychowski

Łuków, odkąd pamiętam, czyli od połowy ubiegłego wieku był i pozostał białą plamą na lekkoatletycznej mapie Lubelszczyzny. Gdy pojawiła się tam Danuta Panasiuk (Jędrejek), byłem bardzo młodym szkoleniowcem z niewielkim, niespełna dziesięcioletnim doświadczeniem*, a ona była uczennicą miejscowego liceum ogólnokształcącego. Kilka lat wcześniej jako czternastolatka pojawiła się na wojewódzkich zawodach szkolnych w Lublinie. Nie było potrzebne wielkie trenerskie doświadczenie i wielka intuicja, żeby dostrzec, jakie możliwości sportowe kryją się w tej dziewczynie. Została powołana na organizowany w 1961 roku – wówczas po raz pierwszy przez Lubelski Okręgowy Związek Lekkiej Atletyki – obóz w Tomaszowie Lubelskim. Wtedy najwartościowsze wyniki miała w skoku w dal, więc znalazła się na tym zgrupowaniu w szkoleniowej grupie skoczków trenera Wiesława Dolińskiego (pisałem o nim we wspomnieniach publikowanych na łamach LCDHS). Po tym zgrupowaniu zniknęła na lat kilka (wypadek, ciężki uraz kolana, konsekwencje zdrowotne…).

Ponownie pojawiła się na stadionie w 1965 roku. Jeszcze jako uczennica, już jako osiemnastoletnia juniorka, która w dalszym ciągu nie miała pojęcia o tym, co to jest wyczynowy trening sportowy. Byłem wtedy trenerem jedynej na Lubelszczyźnie Terenowej Grupy Specjalistycznej (TGS) Polskiego Komitetu Olimpijskiego w sprincie kobiet i szkoleniowcem klubowym lubelskiego „Startu”. Ten status organizacyjno-zawodowy pozwolił mi na podjęcie działań zmierzających do ściągnięcia Danki do Lublina. Formalnie już wcześniej była zawodniczką „Startu”. Udało mi się tego dokonać w drugiej połowie 1965 roku. Negocjacje w domu rodzinnym z ojcem Danki były długie, trudne, ale skuteczne (szczerze mówiąc, kiedy wytrzeźwiałem, skacowany, pociągiem wróciłem do Lublina dopiero na drugi dzień wieczorem!).

Jesienią Danka po raz pierwszy w życiu podjęła systematyczny, ukierunkowany trening. Już w następnym roku wystartowała w reprezentacji Polski na meczu ze Szwecją w Krakowie, wygrywając bieg na 200 metrów i sztafetę 4 x 100 metrów. W środowisku sportowym jest takie powiedzenie, że trener rośnie razem ze swoimi zawodnikami. Prawdziwości tej sentencji jesteśmy z Danką najlepszym potwierdzeniem. Dzięki Tobie przecież trafiłem do środowiska ludzi, którzy wcześniej zbudowali słynny polski lekkoatletyczny Wunderteam. Od nich się uczyłem. Twoje błyskawiczne postępy wynikowe i awans do kadry narodowej spowodowały, że dostałem od ówczesnego trenera kadry olimpijskiej – a wcześniej kolegi klubowego z warszawskiego „Ogniwa” – Andrzeja Piotrowskiego, propozycję współpracy w roli drugiego trenera reprezentacji. Była to propozycja z kategorii tych nie do odrzucenia. Dziś, z perspektywy czasu, doceniam, jak wielkie miałem szczęście, trafiając na najlepszy i najbardziej wtedy na świecie dynamiczny warsztat szkoleniowy: Kirszenstein, Kłobukowska, Ciepły, Piątkowska, Richter, Straszyńska i inne, dopiero „wschodzące” gwiazdy zdobywały medale olimpijskie, medale mistrzostw Europy, biły rekordy świata. Trudno było o lepszą formę i lepsze miejsce doskonalenia własnego rozwoju zawodowego (nota bene w dziedzinie, która nigdy nie była moim pierwszoplanowym zawodem). Ta współpraca przetrwała kilkanaście lat, w których zamknął się najlepszy okres kariery sportowej Danki Jędrejek.     

Od lewej Ewa Kłobukowska, w środku Irena Kirszensztein, Danuta Jędrejek na zgrupowaniu w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale w 1966 r. Instrukcji udziela trener Andrzej Piotrowski.

Była Danka postacią barwną w sposób wyjątkowy i chyba niepowtarzalny. O kolorycie jej zachowania wiele mogłyby opowiedzieć koleżanki z kadry, tworzące wtedy grupę bardzo zżytą towarzysko, a także jej koleżanki i koledzy z mojej lubelskiej grupy szkoleniowej, która wokół Danki powstała. Taką liczną, jednolitą grupę szkoleniową, z której większość była medalistami mistrzostw Polski lub reprezentantami kraju, lubelskie środowisko lekkoatletyczne może już tylko z nostalgią wspominać…

Na zawodach tuż po dynamicznym wyjściu z bloków startowych…  Od lewej, Ewa Kłobukowska, Danuta Panasiuk, Elżbieta Kolejwa, Irena Kirszensztein, Danuta Straszyńska, Elżbieta Bednarek oraz ledwie widoczna Mirosława Sarna.

Od początku do końca sportowej kariery przez piętnaście lat była wierna jednemu klubowi („Start” Lublin) i jednemu trenerowi. W treningu Danka stała się perfekcjonistką. Każdy trening musiał być przygotowany od strony organizacyjnej i koncepcyjnej. Miała żelazne zdrowie i rzadko spotykaną tolerancję wysiłku. Podejmowała i kończyła treningi dla innych nie do zrealizowania. Podobnie walczyła na zawodach. Przez kilka lat była drugą po Irenie Szewińskiej sprinterką reprezentacji Polski. Potem jako zawodniczka już ponad trzydziestoletnia, bardzo przywiązana do barw klubowych, pomagała „Startowi” zbierać ligowe punkty w rywalizacji sztafet. Dziś – już na emeryturze – usiłuje ratować ruinę stadionu, z którym wiąże się jej cała sportowa kariera. W czasach jej świetności był to stadion klubowy. Teraz jest miejski**. Niestety, bardziej śmietnik niż stadion.

Danka jako gość honorowy gali sportu kończącej plebiscyt na najlepszego sportowca 2011 roku w styczniu 2012 r. Zaproszono Ją jako wielokrotną laureatkę plebiscytu w latach 60/70 XX wieku. Fot. Kurier Lubelski   

Z Danką nadal łączy nas przyjaźń, wzajemny szacunek i moc wspomnień o wspólnie przeżytych emocjach.

                              Twój trener

*Dr Andrzej Krychowski jest autorem wspomnień pt. „60 lat wędrówek po lubelskim sporcie. Moje wspomnienia i zapomnienia…”, Lublin 2020, ss. 77.

** Tekst w zasadniczym kształcie powstał w 2007 roku

Zobacz także: