BIEREGOWOJ OLIMPIJCZYK Z BERLINA – JEDNAK NASZ…
Czytelnicy mogą już być nieco znużeni dociekaniami na temat klubowej afiliacji Teodora Bieregowoja. Przynależność klubowa olimpijczyka z Berlina do „Strzelca” Lublin okazuje się jednak istotna, bo generalnie to jedyny przedwojenny „lubelski” reprezentant startujący w sportowych zmaganiach latem 1936 roku. Choć sam miałem spore wątpliwości wobec właściwej przynależności klubowej Pana Teodora do lubelskiego zespołu, echo tekstu „TEODOR BIEREGOWOJ – OLIMPIJCZYK ZE „STRZELCA” LUBLIN? (à propos /słusznej/ uwagi dr Andrzeja Kapronia)” zwielokrotniło mój niepokój wobec czynienia z tego wybitnego chodziarza swego rodzaju ikony przedwojennego lubelskiego sportu.
Wobec prasowych informacji dotyczących Bieregowoja, publikowanych w prasie Związku Strzeleckiego i gazetach sportowych (zwłaszcza „Przeglądzie Sportowym” podającym oficjalny skład polskiej reprezentacji na IO w Berlinie latem 1936 r. tuż przed igrzyskami) konsekwentnie wskazujących przynależność chodziarza od ok. 1935 roku do „Strzelca Gdynia”, byłem niemal bezsilny. Nie udało mi się przekonująco potwierdzić „lubelskości” Bieregowoja nawet przywołując oficjalne dokumenty MKOl, które wskazują NASZ klub strzelecki jako rodzimy i tożsamy dla chodziarza. Mogło wszak mieć miejsce jakieś nieporozumienie, brak dobrej komunikacji między PKOl a organizatorami, a potem władzami komitetu światowego. Z formalnego punktu widzenia mnie istotne okazywały się istotne przecież elementy biografii sportowca, urodził się w wszak, edukował i zaczynał przygodę ze sportem w Lublinie. Tu spędził okupację i pierwszy okres tzw. „Polski Lubelskiej”. Swego rodzaju ratunkiem dla mnie (raczej ufającego niż przekonanego bezdyskusyjnie do tezy o klubowej przynależności Bieregowoja w KS „Strzelec” Lublin było przywołanie dziwnego konfliktu między zawodnikiem a władzami klubu. W efekcie w zawodach chodziarskich roku 1934 Bieregowoj występował poza konkursem i jego wyniki nie były wliczane do oficjalnych statystyk (mimo licznych sukcesów!). W prasie zdawkowo wspominano o tej kwestii nie kusząc się o wyjaśnienie powodów swego rodzaju wykluczenia sportowca. Dla prasy strzeleckiej była to zresztą sprawa dość kłopotliwa, której niuansów nigdy nie wyjaśniono (zapewne, jakby to dzisiaj określić, z powodów „pijarowych”). Sekwencja zdarzeń wyglądała zatem następująco: zawodnik „Strzelca” Lublin w pewnym momencie swej kariery został zawieszony, mieszkał i trenował na Wybrzeżu, i przynajmniej wedle prasy, reprezentował, co wydawało się niemal oczywiste, „Strzelca” Gdynia.
Ponieważ nie znoszę „niejasnych sytuacji” (choć mam świadomość, że historia nie jest tylko czarna i biała), kontynuowałem kwerendę, koncentrując się na prasie sportowej. Przyznam szczerze, że czyniłem to z niewielką nadzieją na jednoznaczne rozstrzygnięcie sprawy. Rzecz okazała się jednak w miarę jasna po lekturze artykułu znanego onegdaj publicysty sportowego, Tomasza Wołka pt. , „Teodor Bieregowoj-Bieregowski” („Lekkoatletyka” 1974, nr 8, s. 24-25, patrz skan). Autor umieścił go w cyklu „Spotkania z mistrzami”. Zdecydował się na wizytę w Gdyni i rozmowę z mistrzem. Ponad sześćdziesięcioletni Bieregowoj zachwycił Wołka swoim wyglądem trzydziestolatka i ujmującym sposobem bycia, poczuciem humoru…
Przed zrelacjonowaniem samej rozmowy Wołek przypomniał sportową sylwetkę swego rozmówcy. Potem pojawia się clou ważnej dla mnie sprawy. Wołek pisze bowiem: „Dodajmy nawiasem, że w okresie międzywojennym główne ośrodki polskiego „chodziarstwa” mieściły się – poza Lublinem – także w Warszawie, Toruniu i Bydgoszczy. Młodzieniec z Lublina poczuł jednak „żyłkę morską” i w 1932 osiedlił się […] w Gdyni”. I tu pada kluczowe zdanie: „Jednakże Strzelec nie chcąc stracić utalentowanego sportowca nie udzielił mu zezwolenia i Bieregowoj, mieszkając na Wybrzeżu aż do 1937 roku startował w barwach lubelskiego zespołu. Nie przeszkodziło mu to brać udziału w licznych zawodach na północy kraju. Swe zwycięskie starty w Bydgoszczy i Toruniu ukoronował zaszczytnym mianem „Sportowca nr. 1 na Pomorzu”, które przyznano mu w roku 1936, roku olimpijskim”. Potem pada jeszcze jedno zdanie, które Wołek zapewne powtórzył za Bieregowojem: „Po powrocie z Berlina nasz olimpijczyk w 1937 zmienił barwy klubowe, startując (zawsze zwycięsko) w RKS Bałtyk Gdynia”.
Sprawa wydaje się zatem rozstrzygnięta. Artykuł Wołka powstał w oparciu o rozmowę dziennikarza z Bieregowojem i zapewne był autoryzowany. Nie ma zatem podstaw, aby kwestionować zawartą w nim faktografię. Finał sprawy jest jednak dość smutny (tytułu wpisu nie opatrzyłem wszak wykrzyknikiem wieszczącym jednoznaczny sukces). Formalnie Bieregowoj na IO w Berlinie reprezentował barwy „Strzelca” Lublin, ale mentalnie czuł się chyba jednak związany z Pomorzem. Swoją powojenną karierę kontynuował we Flocie i Kotwicy. Przygodę ze sportem wyczynowym zakończył w 1946 r. Warto jednak pamiętać, że w swoim prywatnym archiwum zachował fotografie z „okresu lubelskiego”.
W przywoływanym artykule jest jeszcze inna cenna informacja, Bieregowoj zachował wiele olimpijskich pamiątek (m.in. emblemat reprezentacji, numer startowy…). Być może ten sygnał okaże się cenny dla Centrum Historii Sportu w Lublinie!
Cała ta sprawa wywołuje wcale poważny problem – poszukiwania najbardziej spolegliwych i kompromisowych kryteriów stanowienia o tożsamości olimpijczyków. Trudno zdecydować, co ważne, co ważniejsze i najważniejsze w uznawaniu ich za „naszych” i „innych” – miejsce urodzenia, sportowe juwenilia, przynależność klubowa, trwałość związków z klubem i miejscem zamieszkania? Szczęśliwie istnieje łatwy sposób na rozwiązanie takich teoretycznych sporów. Powtórzę wielokrotnie już prezentowaną opinię, że olimpijczycy są przede wszystkim dobrem narodowym, a „spory” o ich inne proweniencje mają, a raczej winny mieć charakter wtórny…
Dariusz Słapek