Nie ma go już wśród żyjących. Smutno i trudno wspominać Kolegę i Przyjaciela, z którym tak wiele lat miałem kontakt nie tylko przyjacielski, ale także zawodowy. O ile życie jest zwykle brutalne, o tyle Wiesiek był zupełnie inny. Z jego charakterem, wrażliwą empatią był jakby z innego świata. Otaczające go realia sportowe były jednak takie, a nie inne. Wiesław zupełnie do nich nie pasował. Po ukończeniu studiów i specjalizacji w Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego w w Krakowie, Wiesiek, w połowie 1958 roku, powrócił w rodzinne strony do Lublina. Posiadał uprawnienia nie tylko nauczycielskie, ale także trenera lekkoatletyki. Miał już syna i rodzinę w Lubartowie. Nie miał początkowo mieszkania w Lublinie, gdzie podjął pracę nauczycielską w Szkole Podstawowej numer 21. Pracował także w SP 18. Przyznam, że mielismy nadzieję, iż będzie to pierwszy z pełnymi uprawnieniami, trener w dawnych „Budowlanych”, gdzie byłem zawodnikiem, instruktorem l.a. i działaczem w jedenej osobie. Prezesem Klubu był inż. Stanisław Kukuryka: twórca, prezes i realizator powstającej właśnie Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Wiesiek – jak to On – w krótkim czasie zaskarbił sobie sympatię środowiska. Jednak jego krakowskie związki ze sportem akademickim okazały się silniejsze. Został trenerem AZS Lublin, w którym sekcja lekkiej atletyki składała się wtedy /1958 r./ z jednego zawodnika i to kończącego właśnie studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Odbudowę sekcji lekkoatletycznej lubelskiego AZS Wiesiek zaczął od podstaw. Pracę zaczął nie od studentów, ale od młodzieży szkolnej. Słusznie przewidywał, że większość z tych młodych ludzi wkrótce przecież stanie się studentami lubelskich uczelni. Tak budowany zespół w latach 70-tych XX wieku awansował do II ligi lekkoatletycznej. Pierwszym pupilem Wieśka był Marek Chmielewski, wierny Klubowi do końca swojej pracy w warsztacie szkoleniowym. Kolejnym był Władysław Domaszewicz. Obydwaj byli wówczas studentami geografii w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Wyszkolił ich na poziom medalistów mistrzostw i reprezentantów Polski w różnych kategoriach wiekowych. Trzecim, najlepszym, był Andrzej Sontag, którego wprowadził do światowej czołówki trójskoku. Ale to odrębny temat, o którym kilka słów na zakończenie. Od początku Wiesiek włączył się aktywnie w nurt pracy zarządu Lubelskiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki. Razem stworzyliśmy tam zespół szkoleniowy, rzec można, szczebla wojewódzkiego. To poziom, którego wcześniej nie było. Pierwsze, pionierskie zgrupowanie wojewódzkie odbyło się w Tomaszowie Lubelskim /w 1961 czy 62 roku ?/. Następne odbywały się w kolejnych latach /chronologii i ilości tych wyjazdów już nie pamiętam/ w Kraśniku Fabrycznym, Dęblinie, Puławach i zimowe w Zakopanem na Bystrem i Krzeptówkach. Wspólnie kierowaliśmy tymi zgrupowaniami.
Warto pamiętać, że Wiesiek był współorganizatorem jubileuszy 50 i 70-lecia LOZLA. W klubie stworzył wokół siebie bardzo skutecznie działający i sympatycznie współpracujący zespół szkoleniowy złożony z wykształconych trenerów amatorów i instruktorów. W krótkim czasie doszli do tego zespołu szkoleniowego już nasi wychowankowie. Nam nie trzeba było skupować zawodników z całej Polski, udających lubliniaków lub pozorujących studentów lubelskich uczelni. W prymitywnych warunkach potrafiliśmy sami od początku wyszkolić reprezentantów, medalistów, rekordzistów kraju i Europy, olimpijczyków wreszcie! W dzielnicy LSM powstawała właśnie SP 29, a prezes Kukuryka wykorzystał wizje, pomysły i wiedzę Wieśka. Placówkę tę – wbrew przepisom – postawiono z największą do dziś salą sportową i urządzeniami, a obok pojawił się także stadionik lekkoatletyczny, który już dawno zniknął ze sportowej mapy Lublina. Te dwa obiekty przez pewien czas były bazą treningową lekkoatletów AZS Lublin. Wiesiek podjął pracę w tej szkole, która dzięki Niemu zyskała infrastrukturę sportową znacznie przekraczającą ówczesne standardy. Szybko dostał w LSM mieszkanie spółdzielcze znajdujące się w pobliżu szkoły. Pomijając szczegóły, wtedy również liczyły się zwykłe układy koleżeńskie Takie były czasy. Po SP 29 następnym i ostatnim „podstawowym” etapem pracy Wieśka było Studium Wychowania Fizycznego i Sportu UMCS. Dzięki Niemu Akademicki Ośrodek Sportowy został powiększony poprzez dobudowanie hali sportowej z nawierzchnią tartanową przystosowaną do lekkoatletyki. Właśnie tam wychowało się kilka pokoleń sportowców z tej dyscypliny sportowej z tej dyscypliny sportowej z olimpijczykami włącznie.
Wśród nich był przyszły olimpijczyk, Andrzej Sontag, „hodowany” przez Dolińskiego chyba od 13-14 roku życia do końca kariery sportowej obydwu panów. Smutny był ten koniec. Szczegółów nie znam. W pewnym momencie Andrzej doszedł do wniosku, że lepiej mu się opłaci talon na „malucha” ze „Startu” Lublin niż dalsza współpraca z trenerem, który uczynił go gwiazdą trójskoku. Nie tylko polskiego trójskoku! Odszedł z AZS-u i od swego trenera. Przez rok skakał coraz gorzej i wkrótce tak zakończył. Wrażliwa osobowość trenera tego ciosu psychicznie nie wytrzymała. Przeczytałem na tych stronach redakcyjny tekst o tym zawodniku. Czyżby Redakcja miała na myśli sugestię, że Sontag wytrenował się sam? Wiesiek porzucił warsztat szkoleniowy i działalność w LOZLA. Pozostał w AZS, zajmując się organizacją całości szkolenia klubowego i pracą w Studium. Podjął również pracę naukową, w ramach której pojawiło się kilka publikacji zakończonych doktoratem na AWF w Krakowie. Wiesiek przeszedł na emeryturę i na pewien czas wyjechał do Grecji, gdzie pomagał dawnemu współpracownikowi ze Studium i koledze – Jurkowi Welczowi w szkoleniu miejscowych siatkarek. Tak skończył swoją trenerską pracę. Po powrocie Wiesiek ani w sporcie, ani w innych formach kultury fizycznej już się nie udzielał.
Pozostał w naszej pamięci jako osoba ceniona w każdym środowisku towarzyskim. Uśmiechnięty, przyjazny, towarzyski, dowcipny, pełen pomysłów na kolejne robienie humorystycznych kawałów. Wszystkim i wszędzie!
Lublin, luty 2021 r. Andrzej Krychowski