Zapomnieliśmy jednak przy tym, że historia nowoczesnego sportu ma
w tym względzie swoją specyfikę – w rzeczywistości (zwłaszcza polskiej), jako zjawisko powszechne sięga on wstecz ledwie dwa lub trzy pokolenia. Skalę i siłę owego feedback’u mogliśmy zresztą przewidzieć, decydując się na w jakiś sposób mocno spersonifikowany sposób opowiadania historii AZS. Oto przez prawie trzy lata skrzętnie gromadziliśmy biogramy azetesiaków (także lubelskich), aby z wielkim trudem stworzyć niepowtarzalne repozytorium – liczący grubo ponad trzy tysiące „zbiór indywidualnych przypadków zauroczenia akademickim sportem” (tak prywatnie nazywam ten unikatowy, a warty ciągłego rozbudowywania magazyn, choć na stronie http://muzeum.azs.pl nosi on miano „Ludzie AZS”). Zgodnie ze strukturą Związku, publikując wspomniane biogramy, dzieliliśmy je w taki sposób, aby zniwelować wrażenie, że AZS stanowi monumentalną organizację, wielką „centralę”, na poziomie prowincji pozbawioną jakiejkolwiek autonomii i tożsamości.
Tak oto powstał zbiór nazwany „Ludzie AZS Gdańsk”, prawdziwy sprawca kolejnego eseju o dziejach…. lubelskiego sportu (w cyklu „mini historie”). Wszystko zaczęło się od pozornie zwykłej rozmowy telefonicznej
i stanowiącego jej efekt nieco tajemniczego e-maila podpisanego: Michael von Grabowski (z dn. 05 stycznia 2021 r.). Jego treść (jedna z uwag e-maila pozwala mi na jego publikację) brzmiała: „… przesyłam Panu mój skorygowany i uzupełniony życiorys zawodowy i sportowy. Jednocześnie chciałbym poinformować, że w dniu dzisiejszym wysłałem Panu Profesorowi (drogą pocztową na adres ZG AZS w Warszawie), pokaźny plik kopii różnych dokumentów i zdjęć dotyczących mojej kariery sportowej (w AZS Gdańsk, GKS Wybrzeże Gdańsk i w Starcie Lublin) do dowolnego wykorzystania”.
Te kilka zdań wymaga jakiegoś komentarza – w biogramie autora e-maila znalazły się usterki i nieścisłości, które „poszkodowany” osobiście naprawił i uzupełnił (z pokorą, niemal natychmiast umieszczono go na: http://www.muzeum.azs.pl/blog.xhtml?wpis=ludzie-azs-gdask3). Z mojej perspektywy ten list jest jednak najwspanialszym rodzajem tytułowego feedback’u – ktoś istotnie korzysta z wirtualnego muzeum AZS, czyta zawarte tam teksty i czyni to z dużą wnikliwością (uznaję zresztą tego rodzaju za wyjątkowe cechy pewnego pokolenia azetesiaków!). Moja radość była tym większa, że w biografii Michała Grabowskiego (patrz poniżej umieszczony biogram!) znalazł się epizod lubelski. Entuzjazm historyka sportu okazał się wręcz monstrualny w momencie, kiedy były koszykarz „Startu” Lublin zdecydował się o tym opowiedzieć samodzielnie. Trudno bowiem policzyć moje apele kierowane do „ludzi lubelskiego sportu”, aby swoje sportowe biografie przelewali na papier i gwoli lepszego poznania lokalnego sportu tworzyli niepowtarzalny i niezwykle wartościowy zasób świadectw historycznych. Efekty są raczej miałkie, a tu – patrzcie! – ledwie poznany człowiek „z końca świata” pragnie podzielić się swoją opowieścią. Rzecz godna podziwu!
Nie tylko jednak ten rodzaj dobrze pojmowanej asertywności M. Grabowskiego zasługuje na szacunek i podkreślenie. Gwoli wyjaśnienia zachęcam zrazu do lektury wspomnianego, autorskiego biogramu Pana doktora n. med. Michała Grabowskiego, człowieka wyjątkowego i zasługującego na najwyższy szacunek nie tylko z powodu jego sportowych sukcesów (w zakresie formy autor dostosował go do charakteru innych muzealnych biogramów i napisał go w trzeciej osobie).
Łatwiej, a z pewnością inaczej odczytać będzie można zaprezentowane
w następnej kolejności lubelskie wspomnienia Michała Grabowskiego.
„Dr nauk med. Michał Tadeusz Wacław Grabowski. Urodzony 10.03.1943 r. w Węgrowie w rodzinie lekarskiej jest potomkiem starej rodziny pomorskiej. Dzieciństwo i lata szkolne spędził w Gdańsku-Wrzeszczu. Świadectwo maturalne uzyskał w 1960 r. w II L.O. we Wrzeszczu. Studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Gdańsku odbył
w latach 1960-1967. W okresie 1970-1982 był zatrudniony na etacie naukowym w Klinice Ortopedii Akademii Medycznej w Gdańsku, gdzie specjalizował się w zakresie ortopedii i chirurgii urazowej oraz medycyny sportowej.
Kiedy w końcu 2019 r. kierowany przeze mnie ministerialny projekt Akademicki Związek Sportowy w sporcie polskim w latach 1908-2015. Archiwizacja wyselekcjonowanych zasobów – udostępnienie i ekspozycja
w internetowym muzeum „Dzieje AZS”, wchodził w ostatnią fazę realizacji, moja (i moich współpracowników) świadomość pojawienia się jakiegoś echa, reakcji, informacji zwrotnych (młodzi nazywają to zjawisko jednym słowem: ‚feedback‚), wywołanych upublicznieniem efektów naszej pracy, była relatywnie niewielka. Przytłoczeni masą czasochłonnych zajęć
i obowiązków wychodziliśmy raczej z założenia, że zajmowanie się historią ma to do siebie, iż bohaterowie rozmaitych narracji o przeszłości in gremio
i bezpowrotnie już w tej właśnie przestrzeni się znaleźli i … nie mają racji.
Pracę doktorską na temat „Doświadczalne badania zmian strukturalnych
i mechanicznych kości długich po zespoleniu płytkami metalowymi” obronił w 1978 r. W latach 1974 i 1976 odbył kilkumiesięczne szkolenia w Charing-Cross-Hospital w Londynie, pod kierunkiem czołowego angielskiego ortopedy prof. A. Catteralla. W latach 1980-1982 był stypendystą Fundacji A. von Humboldta w RFN.
Po ukończeniu tego stypendium, w styczniu 1982 r., ze względu na stan wojenny w Polsce, pozostał w Niemczech, gdzie w latach 1982-1988 był pracownikiem naukowym w Klinice Ortopedii Uniwersytetu Landu Saary
w Homburgu, kierowanej przez światowej sławy profesora Heinza Mittelmeiera. Następnie pełnił obowiązki ordynatora (leitender Oberarzt) Klinik Ortopedycznych niemieckiego Caritasu w Illingen/Saar (1988-1996)
i Bad Bergzabern/Pfalz (1996-2008). W Niemczech zdał dodatkowo egzaminy specjalistyczne z ortopedii, medycyny sportowej, rehabilitacji, reumatologii
i medycyny manualnej. Przez 13 lat mieszkał prywatnie we Francji (Alzacja). Emerytowany 1 kwietnia 2008.
Był członkiem reprezentacji Polski juniorów i kadry młodzieżowej oraz Akademickiej Kadry Polski w koszykówce. Grał w zespołach ligowych Spójni Gdańsk, AZS Gdańsk, Startu Lublin i GKS „Wybrzeże” Gdańsk. Był najlepszym strzelcem wielu turniejów koszykówki. Jako zawodnik uczestniczył w dwóch Uniwersjadach (Sofia-1961 i Budapeszt-1965). W latach 1969-1972 zdobył, wraz z zespołem GKS „Wybrzeże”, tytuły wicemistrza
i mistrza Polski. Do czasu wyjazdu do Niemiec w 1980 r. był przez dwie kadencje prezesem Towarzystwa Medycyny Sportowej w Gdańsku.
Od początku swojego pobytu w RFN starał się intensywnie o rozwijanie zawodowo-naukowej współpracy polsko-niemieckiej w zakresie ortopedii
i traumatologii oraz publikował w Polsce artykuły dotyczące m.in. nowych technik operacyjnych. Pomógł w zorganizowaniu szkolenia prawie 70 polskich lekarzy w Niemczech i Szwajcarii oraz propagował polską i kaszubską kulturę ludową w Niemczech i we Francji, zapraszając tam kilkakrotnie (częściowo na koszt własny) zespoły pieśni i tańca z województwa pomorskiego.
Jest autorem ponad 100 publikacji naukowych i kilku książek z zakresu ortopedii, traumatologii, rehabilitacji, etyki lekarskiej i historii medycyny
w czterech językach. Jest członkiem kilkunastu polskich, niemieckich
i francuskich towarzystw naukowych i kulturalnych, w tym Instytutu Kaszubskiego w Gdańsku oraz Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Jest Członkiem Korespondentem Zagranicznym i Członkiem Honorowym Polskiego Towarzystwa Ortopedycznego i Traumatologicznego oraz Członkiem Honorowym Niemiecko-Polskiego Koła Przyjaciół Ortopedii
i Traumatologii, które współtworzył w 1995 roku.
Mieszka w Niemczech, ale utrzymuje bliskie, prywatne i zawodowo-naukowe kontakty z Polską i Gdańskiem. Otrzymał m.in. Medal Akademii Medycznej
w Gdańsku (1996), Medal Wojewody Gdańskiego (2000), Medal ks. Mściwoja II Rady Miejskiej w Gdańsku (2004), Złoty Krzyż Zasługi Republiki Polskiej (2008), Medal Prezydenta Miasta Gdańska (2020) i in. Posiada liczne odznaczenia sportowe (m.in. złotą i srebrną odznakę AZS) i dwóch wnuków”.
Choć zaznaczony w biogramie lubelski akcent okazuje się w istocie drobiną w niezwykle bogatej biografii Michała Grabowskiego, to jednak czas spędzony w Lublinie okazał się dla autora na tyle istotny, że zaowocował ciekawą retrospekcją. Dotarła ona do mnie
z następującą uwagą (e-mail z 30 stycznia br.): „…jak Pan pisze, mój pobyt w Lublinie był tylko krótkim epizodem. Tym niemniej w mojej pamięci pozostało kilka wspomnień z tego okresu, może będą przydatne”. Do kwestii „użyteczności” tych wspomnień pozwolę sobie krótko nawiązać na końcu, kiedy po lekturze „lubelskich przewag Michała Grabowskiego” amatorzy dziejów lokalnej koszykówki, będą mogli na gorąco weryfikować moje skromne komentarze.
„Po przerwach spowodowanych problemami zdrowotnymi, powoli wracałem do formy. W 1966 r. grałem nadal jeszcze w zespole AZS Gdańsk (wtedy II liga). W listopadzie 1966 r. brałem udział w XIV akademickich mistrzostwach Polski toczonych w Lublinie. Zawody odbywały się w starej hali sportowej „Koziołek” przy ul. Lubartowskiej. W pierwszym meczu mój AZS Gdańsk przegrał 94-78 (41:39) z I-ligowym AZS Toruń, mimo że zdobyłem 32 punkty. W meczu z I-ligowym AZS Poznań wygraliśmy 79:53 (26:35), a ja zdobyłem 28 punktów. O ile pamiętam, zostaliśmy wtedy akademickim wicemistrzem Polski.
W 1967 r. mój gdański AZS opuściło kilku dobrych zawodników. Nie mieliśmy szans na awans do I ligi. Postanowiłem poszukać innego zespołu. Wiosną 1967 r., w wieku 24 lat (z rocznym opóźnieniem spowodowanym zdrowotnym urlopem dziekańskim) ukończyłem studia medyczne, schowałem mój dyplom lekarski do szuflady i postanowiłem „wyrwać się w świat”, aby nauczyć się nieco samodzielności i wreszcie zająć się wyłącznie sportem. Po otrzymaniu propozycji grania w zespole ”Śląska” Wrocław i „Startu” Lublin zdecydowałem się na ten drugi klub (w sezonie 1965/66 zdobył „Start” VI miejsce w I lidze).
W Lublinie przywitano mnie bardzo miło. Zaraz na początku, w 1967 r., zespół „Startu” Lublin z moim udziałem zajął II miejsce w IV. Ogólnopolskiej Spartakiadzie, pozostawiając w pobitym polu kilka zespołów ligowych. Poza mną, do zespołu przybyli: Krzanowski, Sobocki i Krzykała z MKS Lublin. Poza tym w skład zespołu wchodzili Bogdan Bylica, Leszek Rouppert, Zygmunt Nosowski, Wiesław Zaworski, Jan Jargiełło, Janusz („Jasza”) Górnicki, Leszek Postój i Edmund Czerwiński.
Do rozgrywek ligowych przygotowywaliśmy się m.in. na obozie w Bułgarii, blisko brzegu Morza Czarnego. Mieszkaliśmy w namiotach na krawędzi wielokilometrowych plantacji winogron i brzoskwiń. Dzieliłem mój namiot
z Jankiem Jargiełłą, czołowym snajperem drużyny. Codziennie zbieraliśmy do dużej torby ok. 30-40 kg dojrzałych, soczystych brzoskwiń, które opadły na ziemię i nie mogły być więcej wysyłane na eksport. Właściwie piliśmy te owoce, były wspaniałe. Rano z przed namiotu sprzątaliśmy dwumetrową górę pestek. „Jasza” Górnicki przybył na obóz z żoną, która często cierpiała na ataki kamicy wątrobowej. On sam, przy wzroście dobrze ponad dwa metry i pokaźnej tuszy, był stale głodny i często posilał się winogronami prosto z pola, mocno spryskiwanymi pestycydami. Rezultatem były bóle brzucha i głowy, rozwolnienie itd. Wieczory mieliśmy wolne. Niestety, ile razy umówiłem się na wieczór z jakąś sympatyczną Bułgarką i miałem właśnie wychodzić, „Jasza” lub jego żona… zaczynali chorować. Jako świeżo upieczony, pełen poświęcenia lekarz zostawałem przy nich. Dwa razy wzywałem nawet dla pani Górnickiej pogotowie ratunkowe. Trener Niedziela był zadowolony, mógł „znikać” z obozu z czystym sumieniem, wiedząc, że zespół jest pod moją opieką.
Pomimo udanego obozu latem w Bułgarii, a potem styczniowego tournée po Francji, nasze przygotowania do sezonu nie były, z różnych powodów, optymalne. Do zespołu przybyło kilku nowych kolegów. Mieliśmy za mało meczy sparringowych, aby dobrze się zgrać. Oddanie do użytku nowej hali sportowej MOSiR przy Alejach Zygmuntowskich opóźniało się. Trenowaliśmy i graliśmy w pierwszej rundzie rozgrywek jeszcze na „Koziołku”. Po wygraniu meczu spartakiadowego z Lublinianką (78:73), wygraliśmy też mecze ligowe ze Spartą Nowa Huta (72:62), AZS Toruń (83:75), Polonią Warszawa (83:79), Lechem Poznań (84:67) i AZS Poznań (81:68). Niestety, nasz dorobek punktowy nie pozwolił na utrzymanie się
w I lidze. W dramatycznym meczu derbowym z Lublinianką w lutym 1968 r., pomimo zdobytych przeze mnie 28 punktów, przegraliśmy po dogrywce 68:71.
W ostatnim meczu ligowym rozegranym w Gdańsku zdobyłem wprawdzie 21 punktów (Jargiełło 20 punktów), ale wygrało „Wybrzeże” z wynikiem 91:80. Po meczu trener „Wybrzeża”, Jan Rudelski zaproponował Jankowi Jargiełło
i mnie grę w swoim zespole. Tak też się potem stało. Po 2 latach zdobyliśmy mistrzostwo Polski.
Lubelscy kibice byli wspaniali. Gdy w popularnej i chyba jedynej wtedy w Lublinie kawiarni „Czarcia łapa” nie było wolnych miejsc, od razu koszykarzom „Startu” ustępowano stoliki. Gdy nikt się do tego nie kwapił, kelnerzy bez pardonu wyrzucali paru młodzieńców z lokalu na ulicę. W grudniu 1967 r. jakiś szewc – nasz wielki kibic – wziął miarę moich nóg i w trzy tygodnie później otrzymałem od niego parę pięknych, skórzanych butów zimowych. Mam je do dzisiaj, tylko pogoda na nie za ciepła. Panie – kibicki „Startu” zorganizowały mały wewnętrzny plebiscyt na „mistera” zespołu. Wygrał go przystojny Edek Czerwiński. Ja, ku mojemu zaskoczeniu, otrzymałem wyróżnienie za „najzgrabniejsze nogi”. Zastanawiałem się wtedy, czy nie zacząć nosić szkockiej spódnicy….
Klub od początku bardzo się o mnie troszczył. Zostałem „zatrudniony” przez dyrektora Krawczyka (?) w Spółdzielni „Społem” na dobrze płatnej posadzie „instruktora ds. sportów masowych”. Trener Zdzisław Niedziela wyszukał mi pokój sublokatorski w mieszkaniu pewnej urodziwej
i pełnej temperamentu rozwódki, skrzypaczki Filharmonii Lubelskiej. Było to dla mnie nieco „niebezpieczne”. Poza tym mieszkanie to znajdowało się na przedmieściach miasta, a samochodem nie dysponowałem. Po kilku miesiącach klub wyszukał dla mnie duży, samodzielny pokój przylegający do mieszkania państwa S. przy ulicy Orlej. Wkrótce okazało się, że właścicielka mieszkania posiadała dwie „córki na wydaniu”, obydwie studentki medycyny, i wyraźnie łączy z moją osobą pewne matrymonialne plany. Obie panienki były miłe, ale -niestety- nie „grzeszyły urodą”. Codziennie, wielokrotnie wnoszonych mi przez nie do pokoju herbatek i ciastek miałem już „po dziurki w nosie”. Pewnego dnia, gdy mama S. zastała w moim pokoju obcą, „filmową blondynę” otrzymałem wymówienie pokoju. Wkrótce potem wróciłem do rodzinnego Gdańska.
To tyle, co spontanicznie mogę sobie dzisiaj przypomnieć…” Michał Grabowski
Refleksje Michała Grabowskiego wydają się relatywnie cennym świadectwem do poznania historii lubelskiej koszykówki (pomijam wspaniałą literacką formę i wykreowanie pewnego wzorca możliwego do wykorzystania przez lubelskich nestorów basketu do pisania o własnych dokonaniach!) z dwu najważniejszych powodów. Po pierwsze, jest to spojrzenie na sport lubelski dokonane jakby z zewnątrz, nie tyle obiektywne, co raczej wolne od pewnej poprawności typowej dla lokalnych autorów. Po drugie – rzadkie u byłych sportowców uwagi dotyczące kibiców (bez nich nie ma sportu!)- w relacji M. Grabowskiego spektakularnie pokazują, czym w istocie dla Lublina końca l. 60 XX wieku była ligowa koszykówka…
Szanowny Panie Michale, dziękuję! Uprawiając „prywatę” czynię z Pana wspomnień zachętę dla lubelskich weteranów sportu. – Odważnie chwytajcie za pióra!
I JESZCZE JEDNO – poniżej prezentujemy „materiał dowodowy”, skany pokazujące nie tyle przebieg bogatej sportowej kariery Michała Grabowskiego, co raczej ilustrujące jego skromne lubelskie tropy.
D. Słapek