W bogatym piłkarskim dossier Leszka Ryszarda Iwanickiego (ur. 1959) Lublin i wiodący w nim futbolowy prymat „Motor” odgrywają pewnie nie kluczową, ale z pewnością ważną rolę. Pan Leszek trafił do lubelskiego klubu wraz z drugim legionistą, Zbigniewem Kakietkiem, kiedy o „Motorze” -nie bez powodów- mawiano, że była to piłkarska „filia Legii”. Stało się tak i za sprawą ówczesnego awansu drużyny do pierwszej ligi, i woli jej trenera Leszka Ćmikiewicza. Brat Leszka Iwanickiego, Krzysztof, w rozmowie ze Stefanem Szczepłkiem (z 10 kwietnia 2021 r.) dość jednoznacznie stwierdził, że to właśnie nad Bystrzycą, starszy z nich został gwiazdą.
W „Motorze” Leszek Iwanicki spędził trzy sezony (1983/84, 1984/85, 1985/86), z czego wynika, że dłużej bronił barw „Widzewa” (1986-1994) i chyba stąd, choć to nie jedyna przyczyna, powszechnie kojarzony jest z łódzkim zespołem. Warto jednak przypomnieć, że w lubelskiej drużynie rozegrał aż 74 mecze i strzelił dla niej 26 bramek.
Zapewne w historii występów „Motoru” na najwyższym szczeblu rozgrywkowym znaleźć można zawodników o podobnych statystykach, ale żaden z nich nie został królem strzelców polskiej ekstraklasy. Udało się to Leszkowi Iwanickiemu w sezonie 1984/85, w którym ten ofensywny pomocnik zdobył 14 bramek. Nie było to łatwe w przypadku zawodnika grającego na tej pozycji, który nie imponował też znakomitymi warunkami fizycznymi (172 cm wzrostu). Osiągnięcia tego nie powtórzył w żadnym z 12 klubów, w którym w przeciągu swej kariery piłkarskiej przyszło mu grywać do chwili, kiedy ukończył 42 lata (sic!).
Do tego sukcesu nie zawsze nawiązują wspominający go dziennikarze, których zwykle intrygują egzotyczne piłkarskie peregrynacje Iwanickiego (jedyny tytuł mistrzowski zdobył dopiero w odległej Korei Południowej…). Sam zawodnik, po latach, chętnie i z pewnym sentymentem sięga do tego wyczynu. Nie wiadomo, czy pamięta wywiad, którego zupełnie na gorąco w 1985 roku udzielił tygodnikowi „Sportowiec”. Warto przypomnieć te kilka wypowiedzianych wtedy zdań, bo to chyba wyjątkowy dla dziejów „Motoru” dokument.
iwanicki-k-strze-1Z perspektywy czasu ocena tego sukcesu w zasadzie nie ulegała zmianie. W rozmowie z Sebastianem Piątkowskim z TVP SPORT.PL (z lipca 20022 r.) á propos tego osiągnięcia L. Iwanicki nieco szerzej przedstawiał kulisy i okoliczności tego niewątpliwego osiągnięcia: Pamiętam, że w ostatniej kolejce mógł przegonić mnie Mirek Okoński. Przed decydującą serią miałem 13 bramek, a Okoń 10. Graliśmy w Katowicach, Lech podejmował Zagłębie Sosnowiec. Mecze były o tych samych godzinach i w pewnym momencie usłyszałem od kumpla: – Lechu, Okoński już cię dogonił! Ale jakoś udało mi się zdobyć tę czternastą bramkę i to ja zostałem królem strzelców. Taki numer!.Idąc za sugestią dziennikarza, że zdobyty przez pomocnika zaszczytny tytuł był sporym wyczynem, który niezbyt dobrze świadczył o ówczesnych napastnikach, piłkarz stwierdził, że ”Trudno nie przyznać racji (tej opinii, D.S.), ale widocznie tak miało być. Ale to raczej rzadkość, by pomocnik zdobył tytuł króla strzelców ligi.
Po trzech sezonach gry w Lublinie Iwanicki odszedł do „Widzewa”. Z rozmaitych wypowiedzi mieszkającego dziś w Warszawie sportowca wynika, że to właśnie Łódź wspomina najczęściej i najchętniej. W rozmowie z Sebastianem Piątkowskim z TVP SPORT.PL (lipiec 2022 r.)przyznawał, że -mimo związków z różnymi klubami i miastami – ze sporym sentymentem podchodzi do gry w barwach „Widzewa”. Z ochotą wracał do kluczowych w dziejach łódzkiego klubu meczów, zwłaszcza z potyczek z warszawską „Legią”, z którą rozstał się wówczas, kiedy jej trenerem przestał być słynny Kazimierz Górski, a kolejny, Jerzy Kopa nie widział dla niego miejsca w stołecznej drużynie.
Ten pozytywny emocjonalny stosunek widać również z drugiej strony. Kibice łódzkiego klubu dali wiele dowodów swojego szacunku i wdzięczności wobec Leszka Iwanickiego. Ostatnio zorganizowali pomoc materialną dla byłego „widzewiaka” w związku z jego operacją ortopedyczną.
Gwoli prawdy wypada jednak zwrócić uwagę, że w swoich wspomnieniach-wywiadach lider strzelców AD 1985 ciepło wyraża się również o „Motorze”. Ta relacja także wydaje się obustronna. Starsi kibice lubelskiego klubu doskonale pamiętają wspaniałą technikę, zmysł strategiczny, celne dośrodkowania i perfekcyjnie wykonywane rzuty wolne ówczesnego idola „Motoru”. Serca lubelskich fanów Leszek Iwanicki począł zdobywać już swoim debiucie w „Motorze” w dniu 06.08.1983 (strzelił wtedy gola „Śląskowi” Wrocław). Porwócil do tego meczu w jednym z wywiadów: „I pamiętam debiut, historyczny mecz Motoru w pierwszej lidze. Na trybunach 25 tys. kibiców, a to był stadion żużlowy i fani siedzieli nawet na trawnikach, tak chcieli zobaczyć inaugurację. Rozbiliśmy Śląsk 3:0 i byliśmy liderem. Ja i Kakietek strzeliliśmy po golu. Ogromna euforia”. Potem pojawiły się inne, kolejne powody, aby w plebiscycie „Kuriera Lubelskiego” na najlepszego i najpopularniejszego sportowca Lubelszczyzny za rok 1983 Iwanicki zajął 6., a za 1984 – 9. miejsce. Tytuł króla strzelców sprawił natomiast, że w sezonie 1984-1985 piłkarz zwyciężył w rankingu tej samej gazety na najlepszego zawodnika „Motoru”. W kolejnym z wywiadów Iwanicki przypominał: „W Lublinie byli bardzo ze mnie zadowoleni. W wieku 26 lat zostałem nawet honorowym obywatelem tego miasta. Bardzo duże wyróżnienie dla takiego młodego chłopaka” (warto sprawdzić, czy Pan Leszek nie jest najmłodszym z tego grona wybrańców!). Długo potem, bo w 2005 roku zajął piąte miejsce w plebiscycie na piłkarza 55-lecia lubelskiego klubu. Jeszcze dziesięć lat potem, jesienią w 2015 roku, znalazł się gronie dwudziestu piłkarzy nominowanych w plebiscycie 65-lecia Motoru Lublin…
We wspomnianej już rozmowie z S. Piątkowskim Iwanicki dał dowód na to, że śledzi efekty gry dzisiejszego „Motoru” i potrafi odnosić ją do kondycji klubu z połowy lat. 80-ych XX w.: „Motor nigdy nie był potęgą, ale mam do tego klubu sentyment. Obiecałem sobie, że gdy wydobrzeję, to pojadę do Lublina i odwiedzę nowy stadion. Za moich czasów graliśmy na innym, teraz dużo się zmieniło na lepsze”. Po tych słowach wypada jedynie skierować do Pana Leszka specjalne zaproszenie. Najlepiej, gdyby uczynili to aktualni włodarze „Motoru”. Obecność byłego króla strzelców na honorowej trybunie „Areny” Lublin może być, w moim mniemaniu, lepszą oprawą meczu niż pokaz fajerwerków… Warto dodać, że w sierpniu 2024 r. Pan Leszek świętował swoje 65 urodziny. Nie wiedzieć, czy życzenia popłynęły także z Lublina, ale zadość uczynić ewentualnemu zaniechaniu może wizyta Pana Leszka na wiosennym meczu „Motoru”.
L. Iwanicki jako zawodnik „Motoru”. Fot. Jan Trembecki via https://niescioruk.ppa.pl/motor/zawm/liwanick.htm
Z klubu nad Bystrzycą Iwanicki odszedł dzięki uporowi i sporej przedsiębiorczości ze strony Ludwika Sobolewskiego, cenionego włodarza łódzkiego klubu, który aż trzykrotnie namawiał piłkarza do zmiany barw klubowych. Wysłannicy Widzewa (mobilizowani zresztą przez trenera Bronisława Waligórę!) obserwowali go już w sezonie 1984-1985, a wcześniejszemu transferowi przeszkodziła kontuzja pomocnika odniesiona wiosną 1985 r. Z perspektywy prezesa Widzewa sprawa nie była jednak łatwa, bo przyszło mu przecież kusić aktualnego lidera strzelców… Ten zresztą był świadom swej wartości i mówił ponoć: „– Za czapkę gruszek nie przejdę! W tej samej rozmowie piłkarz podkreślał, że „W Motorze szczerze mówiąc nie miałem źle, warunki były całkiem przyzwoite, a drużyna cały czas grała w ekstraklasie. Ja jednak chciałem się rozwijać, byłem w końcu w najlepszym dla piłkarza wieku. Nie ma co się oszukiwać – Widzew gwarantował grę w europejskich pucharach i kolejny krok do przodu”. Powody były zatem złożone i we wspomnianych pertraktacjach nie chodziło wyłącznie o 6 milionów złotych i talon na „Poloneza”.
Trudno ryzykować opinię, że bez sukcesu Iwanickiego dalsza kariera piłkarza nie tylko w Łodzi, zapewne mogła wyglądać nieco inaczej. W piłce ceni się jednak, poza umiejętnościami i predyspozycjami zawodnika także konkretny sukces. A w piłkarskim curriculum vitae Iwanickiego na zawsze pozostanie informacja, że tytuł króla strzelców zdobył właśnie w barwach „Motoru” Lublin. Oby jego sukces (powtarzam, dotąd Iwanicki jest jedynym królem strzelców najwyższej klasy rozgrywkowej w historii „Motoru”!) udało się niebawem powtórzyć przez któregoś z aktualnych napastników (pomocników?) lubelskiego ekstraligowca.
W artykule wykorzystano wskazane poniżej materiały dostępne online. Znajduje się w nich dużo więcej informacji na temat L. Iwanickiego, ale autor tego tekstu skoncentrował się jedynie na obecnych w nich wątkach lubelskich w bogatej karierze piłkarza. https://pl.wikipedia.org/wiki/Leszek_Iwanicki
Dariusz Słapek