Na fali autentycznego entuzjazmu wywołanego ekstraligowym awansem i solidną postawą drużyny Motoru Lublin w najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej skłonni jesteśmy coraz częściej dopuszczać myśl, że pojedynek jednego z najlepszych zespołów świata z lubelskim beniaminkiem staje się przynajmniej prawdopodobny. Pozostaje tylko uzyskiwać kwalifikacje do europejskich pucharów, a potem liczyć na szczęśliwy los, który sparuje lublinian z klubami europejskiej elity. To obecnie droga najbardziej naturalna.
Skoro jednak taka wizja jest tylko pobożnym życzeniem możliwym do zrealizowania w bliżej nieokreślonej przyszłości, pozostaje, zwłaszcza historykom odległym od nie zawsze uprawnionych spekulacji, po raz kolejny powrócić do meczu rozegranego przez Motor Lublin 30 lipca 1995 roku w szwajcarskim miasteczku Vevey przeciwko Realowi Madryt. Czy z pewnością chcielibyśmy takiej powtórki?
Kibice sztandarowej lubelskiej drużyny futbolowej, szczególnie zaś ci, którzy atencję wobec klubu budują również w oparciu o jego dzieje, zapewne są w stanie wymienić niejeden mecz, który z różnych powodów uchodzić może za historyczny, to znaczy taki, który w przeszłości klubu odegrał jakąś znaczącą rolę. Z tego powodu w pamięci zapadają mecze, nazwijmy je „awansowe”, które decydowały o promocji lub te wyjątkowe pod względem ich przebiegu i dramaturgii. Skala emocji właściwa takim epickim meczom mogła wszak decydować o morale drużyny, jej przebudzeniu, odnowie, odbiciu etc. widocznych niechybnie w sportowych tabelach i rankingach. Takich cech nie można jednak przypisywać wspomnianej konfrontacji Motoru z Realem. W zgodnych relacjach uczestników i obserwatorów mecz przebiegał wedle przewidywanego scenariusza opartego na powszechnie znanej kondycji, marce i pozycji obu klubów. O niczym szczególnym też nie decydował, bo nikt przecież nie awansował, nie został zdegradowany i nie zdobył żadnego cennego pucharu…
A jednak konfrontacja wielokrotnych mistrzów Hiszpanii i drugoligowego wówczas Motoru Lublin ciągle budzi spore zainteresowanie. Rzec nawet można, że o żadnym innym spotkaniu piłkarskim Motoru nie napisano tak wiele i nie poświęcono tyle uwagi. Podejrzewać nawet można, że grający wówczas w barwach lubelskiego klubu Tomasz Jasina, Dominik Malesa, Rafał Szwed, Michał Wieleba oraz trener Roman Dębiński tak często bywali obiektem zainteresowania ciekawych okoliczności tego wydarzenia dziennikarzy sportowych, iż indagowani w sprawie czują się nią nieco… zmęczeni. O meczu pisały wszystkie bodaj lubelskie gazety lokalne, ale temat drążyły też „Przegląd Sportowy”, „Piłka Nożna” i kilka specjalistycznych portali internetowe. Analizie poddawano (nie wiedzieć czemu?) przebieg meczu i postawę poszczególnych zawodników, oceniano pracę arbitra, a nawet śledzono dalsze losy biorących w nim udział piłkarzy (wykaz linków do związanych z meczem artykułów prasowych znajduje się na końcu artykułu). Relacje piłkarzy są na ogół zgodne, a drobne w nich różnice nie wpływają chyba na całościowy ogląd sprawy. W pamięci zawodników głęboko zapadły toczone przez nich pojedynki z tuzami ówczesnej europejskiej piłki nożnej i boiskowe wydarzenia tuż po zakończeniu spotkania.
Nie ma nic dziwnego w tym, że piłkarze nie byli wtajemniczeni w organizacyjne niuanse samego spotkania. Wydaje się jednak, że to właśnie kulisy natury „logistycznej” najbardziej interesowały dziennikarzy skłonnych do ciągłego przypominania o zdarzeniu. Jeśli śledzić naturę artykułów prasowych, to teksty poświęcone meczowi futbolowego giganta i piłkarskiego Kopciuszka mieszczą się w kategorii tych ciekawych, raczej ciekawostek, tematyki nieco wakacyjnej, inicjowanej poprzez jubileusze lub w miarę okrągłe rocznice wydarzenia. A tajemniczy pozostaje ciągle powód, dla którego do położonego nad Jeziorem Genewskim miasteczka Vevey w końcu lipca 1995 r. dotarła ekipa lubelskich piłkarzy. Zdarzenie ciągle wydaje się na tyle wręcz irracjonalne, że w tytule jednego z artykułów w „Przeglądzie Sportowym” z 23 lipca 2022 r. pojawiło się zdanie: „Ten mecz nie miał prawa się zdarzyć”. Inni dziennikarze spotkanie traktują jako zdarzenie z kategorii tych bajkowych, zupełnie nierealnych, które jednak się wydarzyło.
Być może z tak wielkim pietyzmem w Polsce podchodzi się do wszelkich śladów i świadectw tej niezwykłej konfrontacji sportowej (wszak z rodzimych zespołów z Realem zmierzyły się tylko cztery inne polskie kluby!). Znane są skrzętnie notowane przez dziennikarzy relacje zawodników, fotografie wykonane przez piłkarza Dominika Malesę oraz zdjęcia niekiedy dość przypadkowo odnajdywane w mediach elektronicznych.
Zachował się anonsujący mecz plakat, a niedawno, dzięki uprzejmości Pani Agnieszki Pawluczuk w zasobach Lubelskiego Centrum Dokumentacji Historii Sportu znalazła się reprodukcja biletu wstępu.
Internetowe peregrynacje pozwoliły też na odnalezienie znaczka – okolicznościowej zapinki, upamiętniającej towarzyski mecz piłkarski pomiędzy Realem Madryt a Motorem. Ta kwadratowa odznaka na złotym tle przedstawia herb Realu i niżej Motoru, pod nimi obecne są nazwy klubów. Najwięcej uwagi budzić jednak powinien napis umieszczony na szczycie odznaki w dwóch rzędach „GRAND MATCH DE GALA A VEVEY” (warto do niego powrócić, jeśli tylko nie powstał –czego nie sposób rozstrzygnąć – współcześnie jako zwykła pamiątka, która do stanu wiedzy o meczu Motoru z Realem raczej nie wnosi niczego nowego).
W roli świadectw pozostają jeszcze artykuły prasowe, które nie są wykreowaną po latach reminiscencją meczu z lipca 1995 r., a odnotowaniem (z ciekawym komentarzem!) bieżącego wydarzenia sportowego. Wszystkie one pozwalają na stworzenie dość szczegółowej tzw. metryczki meczu. Odbył się on 30 lipca 1995 r. w niedzielę w miasteczku Vevey, na Stade de Copet, stadionie miejscowego klubu sportowego Vevey Sports.
Na widowni zasiadło 3511 widzów, którzy wykupili bilety za relatywnie sporą kwotę 50 franków szwajcarskich (przynajmniej 50). Początek meczu wyznaczono na godzinę 17.30, ale na biletach i na plakacie zaznaczono, że wcześniej o godzinie 15.00 miał odbyć się match d’ouveture (mecz otwarcia, przedmecz). Bardziej zasobny w informacje plakat podawał też nazwisko arbitra spotkania, którym był Kurt Röthlisberger.
Fot. za https://www.bdfutbol.com/en/r/r611126.html
Spośród źródeł bezpośrednich (tzn. powstałych w chronologicznej bliskości z opisywanym zdarzeniem) jedynie plakat i wspomniana zapinka mieszczą ten wyjątkowy mecz w szerszym kontekście i pokazują okoliczności, w jakich się odbył. Oba informują mianowicie, że spotkanie było częścią większego sportowego przedsięwzięcia nazwanego „Galą w Vevey”, której kulminacją miał być „Grand match”, jak pompatycznie określono konfrontację Realu z Motorem. Informacje te są zbieżne z relacjami piłkarzy, wedle których mecz miał być częścią obchodów 90- lecia powstania miejscowego klubu. Jego historia istotnie sięga 1905 roku (fot. znaczek klubu Vevey), a zatem latem 1995 r. starano się zapewne hucznie obchodzić szacowny jubileusz.
O tych okolicznościach nic nie wspomina relacjonująca mecz lokalna prasa szwajcarska. Jedynie artykuł Adama Olkowicza w „Kurierze Lubelskim” z 1 sierpnia 1995 informuje, że w skład wspomnianej Wielkiej Gali wchodził także mecz (wł. przedmecz), jaki tego samego dnia Orły Górskiego rozegrały z weteranami ligi szwajcarskiej.
Wynika z tego, że władze klubu i zapewne bogatego dystryktu Riviera-Pays-d’Enhaut dołożyły wszelkich starań, aby jubileusz uczcić jak najbardziej godnie.
Stąd zapewne pomysł zaproszenia Realu Madryt na mecz towarzyski jako clou całego przedsięwzięcia. Skąd jednak idea, aby rywalem Hiszpanów był II-ligowy wtedy Motor. Najbardziej właściwym przeciwnikiem królewskiego klubu wydawał się miejscowy Vevey Sports. Co ciekawe, nie była to drużyna jakichś słabeuszy. W 1974 r. klub po raz pierwszy swojej historii awansował do pierwszej ligi. W Nationalliga A grał tylko jeden sezon, ale do elity Vevey-Sports powrócił w 1981, występując w niej nieprzerwanie do 1987 r. Rok potem klub spadł do trzeciej ligi i znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji kadrowej i finansowej (w 2005 klub zbankrutował, a dziś odrodzony działa pod nazwą Football Club FC Vevey Sports 05). Biorąc pod uwagę kondycję i sportowy poziom miejscowego klubu latem 1995 r. Realowi przyszło by zatem sparować z zespołem opartym bodaj wtedy na amatorach.
Poszukiwano zatem innego przeciwnika, wychodzi na to, że także bardziej… godnego. „Kierunek polski” wskazał zapewne Władysław Kozubal, znany wtedy i niezbyt wiarygodny menedżer piłkarski (lub jak go czasem określano, paramenadżer, pretensjonalnie wybrzmiewał też jego ówczesny nick, „Don Vlado”). Nie wiadomo, w jakiej kolejności, ale padło na znaną firmę pt. „Orły Górskiego” oraz lubelski Motor. Wybór Motoru i zaangażowanie polsko-szwajcarskiego promotora sportu wyjaśniał on sam na łamach „Przeglądu Sportowego” z 1 sierpnia 1995 r. (nr. 147 1A, s. 2): „Wraz Nicolą Geigerem, bratem stuczterokrotnego reprezentanta Szwajcarii, Alaina, pomagaliśmy w organizacji obchodów dziewięćdziesięciolecia istnienia klubu z Vevey, obecnie występującego w trzeciej lidze, ale z pięknymi tradycjami. Padł pomysł, by na tę okazję zaprosić Real, jeden z najlepszych klubów świata. Partycypowałem w kosztach (trzydniowy pobyt królewskiego zespołu z Madrytu kosztował Szwajcarów 120 tys. dolarów, dop. God), więc jako warunek postawiłem udział w spotkaniu Motoru, wobec którego miałem zobowiązania. Hiszpanom było to na rękę, bo szukali niezbyt trudnego rywala”.
Mimo wielu nieprzychylnych Kozubalowi opinii związanych z jego zawodową rzetelnością, zaangażowanie szwajcarsko-polskiego „organizatora sportu” w przygotowania Wielkiej Gali w Vevey nie budzi wątpliwości. Wypowiedź menedżera dotycząca jakiegoś jego osobistego zaangażowania finansowego w sprawę jest trudna do zweryfikowania, choć pewne jest, że współpracował wtedy ze wspomnianym Nicolą/Nicolasem Geigerem.
Warunki umowy Kozubala z Motorem można próbować rekonstruować na podstawie szczątków różnorakich enuncjacji prasowych. Wydaje się, iż lubelski klub mógł skorzystać z darmowego 5 dniowego zgrupowania w Vevey. W Szwajcarii „motorowcy” spędzili w sumie 3 dni odliczając czas dojazdu zdezelowanym autokarem. Koszty zakwaterowania w ekskluzywnym hotelu Coopie w miejscowości Yogny nad Jeziorem Genewskim pokrywali zapewne organizatorzy i sięgnęły one bodaj kwoty ponad 20 tys. franków szwajcarskich! Po stronie klubu pozostały koszty transportu (wraz z prowiantem na drogę), ale widoczne na meczowych koszulkach Motoru reklamy „Nałęczowianki”, nakazują się domyślać, że w wydatkach partycypować mogła również ta znana lubelska firma. Wszelkie działania organizacyjne wymagały czasu i sprawnej koordynacji. Dogadano się (wątpić należy w to, czy ślady umowy pozostały w formie jakiegoś zarchiwizowanego dokumentu) zapewne jakiś bezpieczny dla załatwienia wszelkich formalności czas przed samym meczem. Sprawdzić należy, czy rację ma wspomniany H. Sieńko piszący, że „Gdy w 1995 roku podczas wakacji w prasie pojawiły się informacje, że Motor Lublin rozegra mecz towarzyski z Realem Madryt, wielu kibiców wydzwaniało do redakcji gazet, radząc dziennikarzom popukać się w czoło. – Co wy wypisujecie, przecież dzisiaj nie jest prima-aprilis! – krzyczeli do słuchawek”. Wydaje się to prawdopodobne, gdyż jeden z piłkarzy wspominał, że zawodnicy znali sprawę zagranicznego wyjazdu kilka tygodni wcześniej. W przywołanym już artykule w „Przeglądzie Sportowym napisano, że Kozubal „od co najmniej trzech tygodni zapowiadał, że doprowadzi do meczu kontrolnego lubelskiego Motoru z Realem”. Nic nie działo się zatem naprędce. Zresztą Kozubalowi sprzyjały wszystkie okoliczności. Partnerowi ze strony polskiej nawet do głowy nie przyszło, żeby ofertę odrzucić. Kozubal znał kondycję finansową klubu z Koziego Grodu, ale zapewne też doskonale wiedział, że trudno mu będzie u progu sezonu polskiej ekstraklasy namówić do eskapady do Szwajcarii zakłócającej w jakiś sposób ostatnie przygotowania drużyny z najwyższego rodzimego poziomu rozgrywkowego (pomijam kwestię miałkiego zaufania do Kozubala). Real znajdował się natomiast wtedy na wstępnym przygotowań, w ramach których już wówczas obowiązkiem drużyny było również …. zarabianie pieniędzy.
Na to znajdujące się wtedy we wstępnym etapie rozwoju zjawisko zwrócił niedawno uwagę Szymon Janczyk w artykule, „Do utraty tchu. Real Madryt, przeładowany kalendarz meczów i kłopoty najbogatszych” (patrz: https://weszlo.com/kalendarz-meczow-real-madryt-przeladowanie-futbol/ ). „Rozjeżdżony” w celach prowadzenia płatnych meczów towarzyskich Real Janczyk słusznie porównuje do Harlem Globetrotters. Od początku XXI w. stawki za takie spotkania szybowały powyżej 1 mln. euro. Od r. 2010 Real rozegrał aż 45 takich „towarzyskich meczów” zorganizowanych poza Europą.
Janczyk nawiązuje też do meczu z Vevey: „Z przygotowań dawno temu zrobiono biznes i to kompletnie inny niż przed laty. W 1995 roku w szwajcarskim Vevey Motor Lublin zagrał z Realem dzięki obrotności Władysława Kozubala, „paramenedżera”, który prawie sprzedał Rafała Szweda do Lausanne-Sports. Kozubal przy okazji pomagał zorganizować w Vevey obchody 90-lecia klubu, na które zaproszono właśnie Real. Od słowa do słowa i wyszło, że każda ze stron będzie zadowolona, gdy to Motor podejmie Królewskich. Realowi, rzecz jasna, było zupełnie obojętne, z kim zagra. Po latach piłkarze Motoru wspominali, że dało się odczuć, iż rywale traktują to tylko jak zlecenie. Rozżaleni mówili, że nie doszło ani do wymiany koszulek, ani do sesji zdjęciowej. Fotkę-pamiątkę mają tylko ci, którym szczęśliwie udało się złapać którąś z gwiazd, zanim wszyscy czmychnęli do szatni, a potem do hotelu”.
Z opinią dziennikarza portalu weszlo.pl zgodzić się wypada tylko częściowo, a wątpliwości budzi zwłaszcza opinia, że „Realowi, rzecz jasna, było zupełnie obojętne, z kim zagra”. Chodzi tu przecież, jeśli poza biznesem w futbolu liczy się jeszcze cokolwiek innego, o rudymentarną w rywalizacji regułę równych szans. Z masą niezwykle istotnych dla natury sportu konsekwencji idea ta pojawia się wówczas, gdy poziom sportowy przeciwników jest porównywalny, najlepiej równy, jeśli nie identyczny. Zdaje się, że Kozubal miał z tym pewien kłopot. Sprzyjał mu fakt, że Real przebywał wtedy na zgrupowaniu i istotnie na początku przygotowań ligowych szukał niezbyt wymagającego partnera. Nikt jednak nie był w stanie zdefiniować poziomu sportowego rywala, bo nie wiedzieć, co istotnie dla Realu znaczyło – „niezbyt wymagający partner”! Stało się to zresztą, jak przypuszczać, powodem pewnego niepokoju Kozubala. O ile znakomicie spisały się rozpoznawalne jeszcze w Europie „Orły Górskiego”, o tyle marka/forma Motoru (tuż po spadku z ekstraklasy) mogła budzić jakieś obawy.
Podopieczni Górskiego przybyli do Vevey jako uznana marka tuż po pokonaniu Niemców, w drużynie których zagrał sam Franz Beckenbauer! Wygrana 3:0 była ponoć najniższym wymiarem kary dla szwajcarskich oldboyów. Orły miały jednak o co grać. Red. Janczyk nie wspomina o tym, ale gwiazdy pokroju Kusto, Majewski, Sybis et consortes zainkasowali od organizatorów 5500 franków szwajcarskich! Próżno jednak mówić, że w ich meczu nie zachowano reguły równych szans…
Symptomatyczne, że Kozubal starał się w jakiś sposób ukryć, wstydliwy fakt, że Motor przybył do Szwajcarii zdezelowanym autokarem, a i występ lubelskich piłkarzy w innych niż ich tradycyjne stroje też mocno zastanawia. Może w koszulkach w granatowo-czerwone pasy sprawiali lepsze wrażenie… Różnicę klas pokazało boisko, mimo heroicznej postawy, jak deklarują polscy piłkarze, drużyna hiszpańskich wirtuozów futbolu biła motorowców na głowę. Motor dał z siebie wszystko, piłkarze słusznie wspominają o meczu jako o wielkim zaszczycie, szczególnym wyróżnieniu, niezapomnianym przeżyciu etc. Sami Szwajcarzy patrzyli jednak na to spotkanie z wielkim chłodem, wyrachowaniem – zapewne oczekiwali wielkich emocji, a otrzymali pojedynek, którego wynik był łatwy do przewidzenia. Być może z tego powodu w artykule w miejscowej prasie pojawiło się nawet trochę ironii i pewnej złośliwości skierowanej wobec piłkarzy Motoru. Warto, poza studzącą emocje obecne w ocenie historycznego meczu z polskiej perspektywy opinią Szymona Janczyka, przytoczyć również podobny w swym tembrze fragment pomeczowej relacji, jaka ukazała się w miejscowej prasie nazajutrz po meczu pod znaczącym tytułem „Real dobrze się bawi”:
„Jest Polakiem i gra dla Motoru Lublin. Jak się nazywa? Malesa. Jego motywacja? Przejść się po korytarzach i zrobić sobie zdjęcie ze swoimi idolami, piłkarzami Realu Madryt, na ten dzień jego przeciwnikami. Ten epizod był symptomatyczny dla różnicy poziomów między skromną polską drużyną z drugiej ligi a wielkim Realem Madryt, mistrzami Hiszpanii. W rzeczywistości różnica była ogromna. Na boisku Copet była ona ogromna. Tak jakby FC Chippis grało na przykład z FC Sion. Wystarczy spojrzeć na one-team-show widowisko, jakie Hiszpanie – rozgrywający swój pierwszy mecz w sezonie – urządzili swoim licznym fanom znad Jeziora Genewskiego. Z Lublinem postrzeganym jako fajna zabawka, Madryt świetnie się bawił. W tym meczu o z góry ustalonych zasadach, powracający Michel i gwiazda Laudrup, nawet jeśli zagrali tylko jedną połowę, byli mistrzami”.
Nie wiedzieć czemu autor artykułu za „winnych” jednostronnego widowiska uznał Bogu ducha winnych piłkarzy Motoru. Znanym z roztropności i dbałości o racjonalne wydawanie pieniędzy Szwajcarom zabrakło chyba nieco samokrytyki. Przecież to oni zaangażowali swe niemałe siły i środki do przygotowania Wielkiej Gali w Vevey! Mogli więc, a nawet powinni kierować pretensje wobec N. Geigera i Kozubala… Temu ostatniemu –zakładając jego dobrą wolę i wiarę w to, że organizując mecz Motoru z Realem sprawi zawodnikom i kibicom klubu wielką frajdę – zabrakło natomiast wyobraźni i nie przewidział sportowych skutków (wcale nieubocznych) porażki skazanych na pożarcie piłkarzy Motoru. Nie bez kozery cytowany już Przegląd Sportowy komentujący nazajutrz mecze w Vevey stosowny artykuł zatytułował „Orły Górskiego” pomściły Motor”. Pewną niestosowność w parowaniu Dawida z Goliatem pobrzmiewa też, jak sądzić, w nazwie meczu, który określono już nie towarzyskim, a tylko „kontrolnym”. Sam Kozubal zdawał się usprawiedliwiać, odnosząc się do przedbiegu spotkania. Mówił: „Zawodnicy z Lublina byli przez dwadzieścia minut dosłownie sparaliżowani i popełnili wtedy sporo błędów. Później pozbierali się i dzielnie walczyli z występującymi w najsilniejszym składzie „królewskimi”. Moim zdaniem każdy szwajcarski klub drugoligowy zakończyłby występ z dwucyfrowym bagażem” (PS 147, 1.08. 1995).
Pozostaje nam jedynie przywołać wiekopomne, Gloria victis! Wypada też życzyć sobie, aby niebawem Motor Lublin skonfrontował się wielkim Realem w innych, bardziej właściwych parowaniu wielkich zespołów piłkarskich okolicznościach niż te z roku 1995.
Wykaz linków do związanych z meczem artykułów prasowych znajduje się na końcu artykułu: https://kronikasportu.lublin.eu/wpisy/motor-lublin-vs-real-madryt/ ; https://kurierlubelski.pl/70lecie-motoru-historia-meczu-z-realem-madryt-tomasz-jasina-ekscytacja-byla-ogromna/ar/c2-14804808 (z 2020 r., jubileusz 70-lecia Motoru); https://kurierlubelski.pl/top-10-pamietnych-meczow-pilkarzy-motoru-lublin-zobacz-1603/ga/c2-15487002/zd/48435948 ; https://przegladsportowy.onet.pl/zdezelowany-ikarus-i-zlamana-kariera-jak-motor-lublin-gral-z-realem-madryt/s0ze8f3 (4 listopada 2016); https://przegladsportowy.onet.pl/pilka-nozna/biedni-polacy-kontra-krezusi-zycie-dopisalo-przykry-scenariusz/tqb40qk (23 lipca 2022) https://lublin.wyborcza.pl/lublin/56,48724,12797698,Jak_Motor_Lublin_zagral_z_wielkim_Realem__ZOBACZ_.html (06.11.2012); https://rfbl.pl/jak-motor-lublin-mierzyl-sie-z-realem/ (10 listopada 2015) ; https://zzapolowy.com/byl-taki-dzien-gdy-real-madryt-gral-z-motorem-lublin/ (30 lipca, 2016 ); https://www.dziennikwschodni.pl/lublin/real-madryt-motor-lublin-7-0-ale-wynik-nie-byl-istotny,n,1000165508.html (31 lipca 2015); https://lubelskapilka.pl/2013/01/02/z-archiwum-l-u-b-e-l-s-k-e-j-p-i-l-k-i-motor-lublin-real-madryt-w-vevey-aneks/ (2 stycznia 2013). Dostęp do wskazanych stron miał miejsce między 23 a 29 sierpnia 2024 r.
Dariusz Słapek