Adam Michał Ludwik Gonzaga Marek Zamoyski (ur. 1873- zm. 1940) z pewnością doczeka się swego biografa, bo bez wątpienia swoją niesłychanie szeroką aktywnością społeczno-polityczno-gospodarczą zasłużył sobie na niejedną monografię i dobrą pamięć rodaków. Wśród zasług tego Wielkiego Polaka i Patrioty wymienia się jego działalność na polu gimnastyki i sportu. Prezesował Warszawskiemu Towarzystwu Wioślarskiemu, Związkowi Towarzystw Gimnastycznych „Sokół” w Polsce (1923–1936), Międzynarodowej Federacji Gimnastycznej (1935–1940) i był wreszcie wiceprezesem Związku Sokolstwa Słowiańskiego. Pełnione funkcje były w jakiś sposób adekwatne wobec pochodzenia i pozycji społecznej ordynata i jednego z największych posiadaczy ziemskich w II RP.
Sport początków XX wieku i okresu II RP ciągle uchodził za zajęcie/działalność elit, które czas wolny i posiadane środki „inwestowały” w sport ufając przy tym, że to doskonały sposób na ożywienie idei niepodległości, a potem i wielkości odzyskanego państwa. Jeśli jednak pisano o kreowanym w ten sposób duchu narodu, to tylko w charakterze w jakiś sposób wzniosłych a utopijnych haseł w pojęciu tym mieścili społeczność wiejską. O problemach krzewienia sportu na wsi (z oporami) pisał wiele częstochowski badacz zjawiska prof. Eligiusz Małolepszy i gwoli bliższego zapoznania się z tym ciekawym problemem warto sięgać do jego publikacji. Swego rodzaju fenomenem w docieraniu idei gimnastyki i sportu pod strzechy były prowincjonalne gniazda Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”.
Do modelowych organizacji tego typu należało sokole gniazdo w podlubelskiej Kozłówce. Wydaje się, że pierwszorzędną rolę w jego powstaniu (1923/1924 ? – funkcjonowanie sokołów kozłowieckich poprzedzone było wcześniejszą kilkuletnią działalnością Klubu Sportowego „Kozłówka”) mieli synowie Adama Zamoyskiego, bowiem „Aleksander i Michał utworzyli gniazdo sokole i nim kierowali wraz ze swoimi żonami. Nieocenionej pomocy udzielała ich matka i teściowa — Maria Zamoyska, żona prezesa związku. Dzięki tym osobom „Sokół” kozłowiecki stał się organizacją wzorową pod każdym względem” (słowa te pochodzą od Zdzisława Pawluczuka, autora artykułu „Polskie Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” w Lublinie w latach 1906-1939, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska”. Sectio F, Historia 2002, 57, s. 139-165). O wyjątkowości gniazda Kozłowieckiego Pawluczuk przekonuje w artykule „Towarzystwa Gimnastyczne „Sokół” Okręgu Lubelskiego w latach 1905-1939, „Prace Naukowe Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Kultura Fizyczna” 6, 2005, s. 17-40. Pisze tam (s. 33): „Obok zwykłej programowej pracy sokolej i przysposobienia wojskowego gniazdo w Kozłówce pełniło równocześnie funkcję straży pożarnej, gdyż posiadało dobrze wyposażony w sprzęt przeciwpożarowy oddział strażacki. Gniazdo dorobiło się też sekcji orkiestry dętej, chóru mieszanego i zespołu teatralnego z własną salą oraz biblioteki. W zakresie kultury fizycznej działały sekcje gimnastyczno-lekkoatletyczne, które miały do dyspozycji odpowiednio wyposażoną salę gimnastyczną. Poza Kozłówką Wydział Techniczny prowadził oddziały gimnastyczne w Woli Michowskiej, gm. Łucka, w Nowodworze i Nasutowie, gm. Niemce”.
Cytacja ta stanowi dobry asumpt do podjęcia szerokich badań nad dziejami szeroko pojętego sportu na wsi lubelskiej. Warto podejmować w nich kwestię przełamywania oporów mieszkańców wsi wobec „pańskich zwyczajów” (Sokoły w siedzibie ordynata był skutecznym elementem ówczesnego pijaru Zamoyskich), czyli próbować spojrzeć na problem nie z perspektywy aktywnego w sferze sportu dworu (ten kontekst, wynikający z lektury oficjalnych dokumentów, stara się przełamywać S. Grzechnik w tekstach publikowanych na stronie WWW Muzeum w Kozłówce, np. „Sokoli” wpisani w Kozłówkę”, por. https://www.muzeumzamoyskich.pl/sokoli-wpisani-w-kozlowke ), a stosunku samych chłopów do sportu. Relację tę widać w pewien sposób w składzie zarządu TG „Sokół” Kozłówka, którzy współtworzyli miejscowi rolnicy. Na setkę członków gniazda nie mogła też składać się jedynie wiejska elita (nauczyciele, dobrze prosperujący rzemieślnicy). O socjalnym obrazie kozłowieckich sokołów wspomniany S. Grzechnik pisze bardzo oszczędnie: „Wśród członków kozłowieckiego gniazda przeważała młodzież folwarczna z rodzin chłopskich oraz urzędniczych”. Żadnej uwagi kwestiom społecznym poświęca Andrzej Bogucki, w tekście Zamoyscy w ruchu sokolim, „Wiadomości Ziemiańskie” nr 12, 2002, s. 53-54.
Ciekawe świadectwo w sprawie daje natomiast list zamieszczony w arcyciekawej broszurze. Nosi ona tytuł „Stanica. Jednodniówka poświęcona prezesowi Związku Sokolstwa Polskiego, druhowi Adamowi Zamoyskiemu w dniu jego imienin 24 grudnia 1929 roku” i została wydana jako druk okolicznościowy w Katowicach. Broszura, co nie ulega wątpliwości, jest niewątpliwie narzędziem promowania wielkości rodu i jego lidera, ale nie sposób –próbując poznawać stosunek chłopów do sportu- zlekceważyć lekturę blisko 60 stronicowej publikacji. Oto na stronie na s. 52-53 znajduje się arcyciekawy tekst zatytułowany, „Dlaczego zostałem Sokołem”. Podaję go in extenso: „Kiedy u nas na Kozłówce Hrabia Michał Zamoyski założył Gniazdo Sokoła, było bardzo wielu u nas na wsi mu przeciwnych, gdyż twierdzili iż jest Sokół „wojskiem pańskiem ”, albo to że każden kto jest sokołem albo sokolicą to w razie wojny napewno pójdzie do wojska. — Ja również z początku nie należałem do Sokoła bo wszyscy mi tego odradzali. — Po roku jednak, gdy zobaczyłem, że ci wszyscy, co należą i chodzą do Sokoła, zupełnie inaczej zaczynają wyglądać, bo chodzą prosto, a nie zgarbieni, jacyś weselsi są od innych, zacząłem chodzić na boisko co niedziela i przypatrywać się, co też oni tam robią — zobaczyłem że grają w piłkę nożną lub inne jakie gry, że razem ze zwykłym i Sokołami gra i Prezes Gniazda Hr. Michał, że wszyscy ciągle się śmieją i że ruch ten trwa na boisku od wczesnego popołudnia do samego wieczora. Zacząłem od tego czasu przekonywać się do Sokoła, bo zobaczyłem, że tam żadnej polityki niema, a tylko jest dobre to że młodzi zamiast niedzielą i święta spędzać w szynku lub na grze w karty spędzają czas na zdrowej zabawie. Gdy Gniazdo jeszcze założyło swoją własną Straż Pożarną, teatr, bibljotekę i zaczęło ćwiczyć i wychowywać nasze dzieci, które nawet pomimo zakazów rodziców rwały się do Sokoła, — gdy zabawy taneczne w Sokole odbywały się zawsze spokojnie i bez pijatyki, a na wsi każda zabawa kończyła się pijaństwem i bitką — doszedłem do przekonania że Sokół ma na celu tylko dobro swoich bliźnich a tem samem i Ojczyzny — i zaraz też zgłosiłem swoją chęć do wstąpienia do Sokołów. I dziś mija już cztery lata od kiedy, pomimo iż jestem 57-letnim, żonatym , dzieciatym i na własnej ziemi osiadłym gospodarzem, — od kiedy mam za szczyt być druhem Gniazda Kozłówka. Czołem! Druh FELIKS MAŁEK, gospodarz wsi Siedliska”.
https://www.sbc.org.pl/dlibra/show-content/publication/edition/8014?id=8014
Najpewniej ktoś „pomagał” stworzyć ten tekst, ale nawet gdyby tak było, nigdy się o tym nie dowiemy. Wyznania druha Feliksa Małka trzeba przyjmować z szacunkiem choćby dlatego, należy jednak do nielicznych świadectw chłopskiej proweniencji i pokazuje pewien złożony proces w przełamywaniu bojaźni i wstrzemięźliwości wsi polskiej wobec „pańskich” nowinek obyczajowych.
Dariusz Słapek